
Tak sobie ostatnio pomyślałem, że hossę zawsze można podzielić na 2 części:
- Pierwsza to ta, w której realny wzrost wyników spółek przekłada się na wzrost ceny akcji. To ta bardziej zdrowa część wzrostów.
- Druga to wynik ciężkiego do zatrzymania impetu rynkowego, który pomimo braku poprawy w realnych wynikach spółek, posiada pewną bezwładność.
Można to porównać to jadącego samochodu. W pierwszej fazie naciskamy pedał gazu, a więc nasz ruch do przodu wywołany jest przez spalanie paliwa. W drugiej fazie puszczamy gaz i pozwalamy się samochodowi toczyć, aż do wytracenia całego pędu.
Gdybyśmy na bieżąco potrafili powiedzieć, kiedy następuje przejście z 1 fazy do drugiej, moglibyśmy otrzymać bardzo pomocny sygnał informujący o jechaniu bez paliwa, a więc nieuchronnym zbliżaniu się bessy.
Skąd mamy wiedzieć, kiedy giełda traci impet?