Ostatnio zauważyłem, że dużo osób wpada w pułapkę zarabiania coraz większych sum pieniędzy. Oczywiście nie ma nic złego w samym byciu zamożniejszym, w końcu zawsze lepiej mieć więcej niż mniej. Problem leży w ciągłym dążeniu do większego zarobku. Najlepiej przedstawić to na przykładzie:
Pan X nie ma pracy, dostaje 700zł zasiłku dla bezrobotnych. Żyje sobie powoli za te pieniądze, do tego zawsze znajdzie się jakaś dorywcza praca na boku pozwalająca zarobić 200zł na miesiąc i jakoś tak zawsze starcza na kolejny miesiąc. Marzeniem Pana X jest zarabiać choć trochę więcej, żeby mógł sobie spokojnie wypić dodatkowe piwko wieczorem bez liczenia czy mu starczy.
Pewnego dnia Pan X otrzymuje ofertę pracy. Będzie otrzymywał 1500zł na rękę. Oczywiście przyjmuje ofertę i szybko oblicza, że teraz co miesiąc będzie mógł odłożyć 600zł ( wcześniej zarabiał 900zł i mu wystarczało, więc całą nadwyżkę może oszczędzić). Ale po kilku miesiącach okazuje się, że dodatkowych pieniędzy nie udaje mu się odkładać, a raczej przeznacza je na poprawę warunków życia. (Teraz wieczorem może sobie wypić 2 piwa zamiast 1. Ma dodatkowe 15 kanałów w telewizji. itp. ). Marzeniem Pana X jest zarabiać choć trochę więcej, żeby mógł sobie bez problemu jeździć samochodem nie licząc czy mu starczy na benzynę.
Po 2 latach ciężkiej pracy, pracodawca dostrzega starania Pana X i ten dostaje awans. Nowe stanowisko wiąże się z dodatkową odpowiedzialnością, ale 2500zł na rękę, które będzie otrzymywał Pan X szybko przekonuje go, że to dobry pomysł. Pan X znów bierze kalkulator do ręki i oblicza, że teraz powinno mu się udać co miesiąc oszczędzić dodatkowy 1000zł. Po kilku miesiącach okazuje się jednak, że dodatkowe pieniądze znów jakoś się rozchodzą (teraz Pan X częściej jeździ samochodem, bo stać go na dodatkową benzynę, ma też nową mikrofalówkę i odkurzacz). Marzeniem Pana X jest zarabiać choć trochę więcej, żeby mógł sobie kupić mieszkanie i spokojnie je spłacać.
Po kolejnych 3 latach Pan X awansuje na stanowisko kierownicze w swojej firmie i będzie otrzymywał 4000zł na rękę. Dojdzie mu co prawda trochę obowiązków, ale dodatkowe 1500zł, które powinno mu się udać zaoszczędzić skutecznie pozbawia go wątpliwości. Niestety znów okazuje się, że za wiele nie da się oszczędzić. (Raty za nowe mieszkanie). Marzeniem Pana X jest zarabiać choć trochę więcej, żeby móc oszczędzić coś na emeryturę.
Po kilku miesiącach okazuję się, że firmę, w której pracuje Pan X przejmuje zagraniczny koncern i Pan X łapie się na "cięcia kadrowe". Znów jest na zasiłku i miesięcznie zarabia do 900 zł.
Ostrożnie z czytaniem książek o inwestowaniu.
Tam też pojawiają się błędy!
Tam też pojawiają się błędy!
Teraz pytanie: Jak wyglądał poziom zadowolenia z życia Pana X na każdym ze szczebli?
(Oczywiście na kwestię zadowolenia wpływa jeszcze tysiąc innych czynników niepieniężnych, ale dla lepszego zobrazowania przyjmijmy, że wszystkie one przez cały czas były na stałym poziomie).
Uśredniając, poziom zadowolenia na każdym szczeblu wygląda mniej więcej tak:
Oczywiście nie chodzi to o konkretne wartości ale o pewne zależności:
- Istnieje pewien próg pieniężny poniżej, którego brak pieniędzy jest dużym ograniczeniem w odczuwaniu zadowolenia (pkt 1)
- Powyżej tego progu zależność przestaje być dostrzegalna. Stopniowo przyzwyczajamy się do życia na coraz to wyższym poziomie i staje się on naszym nowym poziomem bazowym (pkt 2,3,4)
- Gdy stracimy coś co mieliśmy i wracamy do punktu wyjścia, nasze zadowolenie jest znacznie mniejsze niż było na początku (pkt 5)
O ile wnioski 1 i 3 nie są pewnie zbyt zaskakujące to wniosek nr. jest kluczem do zrozumienia dzisiejszego artykułu:
Jeśli nie przymieramy głodem, to poziom naszego szczęścia NIE zależy w żaden sposób od pieniędzy.
Jeśli myślisz sobie: "no, jak? Przecież jakbym dostał teraz podwyżkę 500zł to byłbym bardziej zadowolony niż jestem" to zauważ, że w początkowym okresie na pewno tak by było, ale stopniowo przyzwyczajałbyś się do "nowego" standardu życia i poziom zadowolenia byłby taki sam jak przed podwyżką, a z podwyżką często wiążą się większe obowiązki (w postaci większej ilości czasu przeznaczanej na pracę lub większego stresu w pracy). W takiej sytuacji okazuje się, że praca pochłania Cię coraz bardziej, a poza pieniędzmi, które długoterminowo nie poprawiają Ci humoru, nie otrzymujesz nic.
Dlatego jako ćwiczenie po przeczytaniu, zastanów się czy przypadkiem nie wpadłeś w opisaną wyżej pułapkę i chcesz zarabiać coraz więcej tylko po to, żeby pozornie podnieść standard własnego życia.
Jeśli wpis Ci się podoba zapisz się na newsleter, aby nie przegapić nowych artykułów: | Zapisz się |
21 komentarzy:
Zgadzam się z Tobą. Ludzie często w taki sposób postępują.
W zamieszczonym wpisie krótko streściłeś "życiową karuzelę", jeśli można to tak nazwać.
Coś w tym jest że jak Kowalski zarabia X zł więcej to x więcej wydaje i ile by nie zarabiał zawsze znajdzie jakiś wydatek bardzo ważny.
raczej niewazne ile bys zarabial zawsze bedzie ci malo ;) tak mowia wszyscy moi znajomi
niektorzy zarabiaja kilkanascie tys. miesiecznie i ciagle im malo, a zaczynali od przytoczonego w artykule zasilku...
Drogi Filonie, mam wrażenie (pewnie błędne, ale właśnie takie było pierwsze po przeczytaniu artykułu), że próbujesz wzbudzić poczucie winy we wszystkich pracujących i zarabiających, zaangażowanych w swoją pracę... Fajny artykuł, ale trochę inaczej to wygląda z perspektywy pracującej Pani X - szczególnie zdanie "W takiej sytuacji okazuje się, że praca pochłania Cię coraz bardziej, a poza pieniędzmi, które długoterminowo nie poprawiają Ci humoru, nie otrzymujesz nic."
Jeśli chodzi o "nie otrzymujesz nic" to nie mogę się z tym zgodzić - otrzymujesz satysfakcję, że ktoś docenia Ciebie i Twoje zaangażowanie, że spełniasz się w tym co robisz i dostajesz nagrodę w postaci pieniędzy, prestiżu, podziwu dla Twojej pracy. Jeśli chodzi o "pozorne podnoszenie standardu własnego życia", to nie widzę w tym nic złego, że kupimy sobie trochę lepszy samochód (skrócimy czas dojazdu do pracy - będziemy mogli dłużej spać, a dzięki temu będziemy wypoczęci i milsi dla świata) czy zmywarkę (czas zaoszczędzony na zmywaniu naczyń będziemy mogli przeznaczyć np. na czytanie książki czy bieganie). Pan X zaryzykował i zmienił swoje uporządkowane życie za 900 zł miesięcznie na "pozornie wyższy standard". I bardzo dobrze, że tak zrobił! Wspomniany wyższy standard (moim zdaniem wcale nie pozorny) będzie dla niego motywacją, żeby szukać nowej pracy i dalej się rozwijać. Gdyby nie podjęte ryzyko, to wciąż zasilałby grupę bezrobotnych z wyboru nie mając zbyt wielkich perspektyw na przyszłość. Oczywiście, tak jak wszędzie, i w życiu zawodowym trzeba znaleźć równowagę i dążenie do podwyżki czy premii nie może być naszym jedynym celem, ale jednym z wielu jak najbardziej. Czasy pozytywizmu i pracy organicznej dawno minęły - mamy XXI wiek, który rządzi się trochę innymi zasadami...
Mechanizm opisany w poście to Prawo Parkinsona, które mówi: im więcej zarabiasz, tym więcej wydajesz. Zachęcam każdego do rozpoczęcia oszczędzania już dziś, tak jak zrobiłem to ja.
Ja od maja będę miał 400zł więcej dodatkowego dochodu. Mam zamiar w całości je wkładać do swojego portfela inwestycyjnego.
Jeśli chodzi o pana X z Twojego postu, to może faktycznie coś w tym jest.
Trochę inna sytuacja jest w momencie gdy posiada się dzieci. Wtedy faktycznie na pierwszym miejscu po zwiększeniu dochodu, człowiek stara się podnieść standard życia aby pomóc dziecku/iom.
To jest kwestia priorytetów. Oczywiście nie wydaje mi się, żeby w imię świętego spokoju dobrze zarabiający człowiek lekką ręką odrzucił propozycję dodatkowego zarobku (w ramach np. nowych obowiązków) i oczywiście prawo Parkinsona to później potwierdza, ale chodzi w sumie o dotarcie do progu zadowolenia finansowego. Czy sobie podnosimy poprzeczkę, to już nasz wybór - okoliczności, które "zmuszają" nas do tego faktu to przeważnie dodatkowy finansowe chomąto, które sami sobie kładziemy na plecy.
Mam kolegę, który jest doradcą w pewnym banku dla najbogatszych. Powiedział kiedyś do mnie: "nawet sobie nie wyobrażasz jak dużo można zarabiać i nie mieć żadnych oszczędności." Myślę, że to dobra puenta posta.
Ja jestem zadowolona ze standardu zyciowego i kazda kwota powyzej srednich miesiecznych wydatkow idzie na inwestycje. Bufor jest dosc duzy, wiec lekko nizsza pensja lub jej brak przez jakis czas, nie dotknie mnie.
@Pani X
Jeśli spojrzysz na wykres w artykule, zauważysz, że podniesienie standardu życia powyżej pewnej granicy, jest jak najbardziej słuszne i pożądane. W końcu nie chodzi o to, żeby nie kupować odkurzacza, skoro zamiast tego można zamiatać miotłą. Zmywarka też jest bardzo przydatnym narzędziem, ale taki już lepszy samochód na pewno nie skróci czasu dojazdu jeśli większość i tak stoimy w korkach, a zapewne będzie więcej palił, czyli generował większe koszty.
Czyli podsumowując: Jeśli pieniądze wydajemy na na prawdę potrzebne rzeczy to znaczy, że jeszcze nie przekroczyliśmy graniczy w pkt 2 na wykresie.
Co do otrzymywania satysfakcji to jest to dokładnie taka sytuacja o jakiej pisałem. Czyli przez kilka tygodni, może miesięcy po podwyżce czujemy się bosko, nasze zadowolenie orbituje, ale z czasem przyzwyczajamy się do nowego poziomu i satysfakcja, o której piszesz gdzieś się ulatnia i zostaje zastąpiona przez ambicję wskoczenia na następny zarobkowy schodek. (błędne koło)
Piszesz też o prestiżu i docenianiu przez innych. Oczywiście pozycja społeczna jest ważna, ale znam zbyt wiele ludzi, (którzy są postrzegani jako "tym to się powodzi", a po rozmowie z nimi okazuje się, że nie są szczęśliwi, czują że są pod ciągłą presją i stres ich wykańcza) żeby uznać prestiż jako wystarczającą nagrodę za coraz większy stres i czas jaki trzeba poświęcić.
Co do podjętego ryzyka to rzeczywiście bardzo dobrze, że je podjął i wskoczył na następny szczebel, ale jeszcze raz zwróćmy uwagę, że jego "skok" pozwolił mu przekroczyć magiczną granicę, a więc był bardzo dobry.
@Ynwestor 7:58
Oj tak - prawo Parkinsona sprawdza się idealnie.
@Andrzej
Rzeczywiście pojawienie się dzieci może zmienić priorytety, ale myślę, że na lepsze :) Zamiast wydawać pieniądze na lepszy telewizor, (który jeszcze lepiej będzie nam kradł czas) łatwiej nam będzie oszczędzić na np. edukację dzieci, bo motywacja będzie widoczna gołym okiem, w postaci dziecka raczkującego po salonie :)
@Richmond
I o to chodzi :) Jesteś najlepszym przykładem, że można przełamać prawo Parkinsona, a dzięki temu zapewne nie wpadasz też w pułapkę przymusowego zarabiania coraz to większych kwot. Tak trzymać :)
@Rekin giełdowy
@Cashflow88
@Rafal
@Naokoło Wieży
@Ynwestor - 9:48
W pełni się zgadzam :)
Glownie do Pani X i osob, ktore zgadzaja sie ze zdaniem: :
Czasy pozytywizmu i pracy organicznej dawno minęły - mamy XXI wiek, który rządzi się trochę innymi zasadami..."
Przykra wiadomosc- wcale sie nie rzadzi, a obecny i przyszly kryzys finansowy tego dowiedzie - ale myslac w ten sposob, jaki prezentujesz stajesz sie automatycznie podatna na reklamy nakrecajace Twoja konsumpcje, ktora oprocz zludnej iluzji ze jestes lepsza nic nie daje..
A dla wszystkich osob ktore nie wierza - zgubcie sie zima w gorach. Ciekawe czy bedziecie myslec o nowym jachcie czy kubku goracej herbaty..przyklad skrajny, ale gdy zyjesz w wiekszosci w lekko nierealnym swiecie, warto to przezyc.
Z prawem parkinsona to prawda. mam kolegę co zarabia więcej niż ja a na koniec miesiąca nie ma nic. Mi zostaje 300 zł na inwestycje i czarną godzinę. Jednakże jest pewien pułap ,do którego jednak powinno się dążyć. Bo jeżeli mieszkasz z rodzicami i zarabiasz 1200 zł miesięcznie to pół biedy.W przypadku, gdy mieszkasz samemu to nie wyżyjesz. A najniższa krajowa niestety w tym przypadku jest po prostu chora. Wtedy już nikt na parkinsona nie patrzy tylko raczej na piramidę maslowa i robi wszystko aby wskoczyć wyżej.
http://rajnaziemii.blox.pl/resource/Piramida_Maslowa_1.jpg
Dążę do tego ,że nie ma nic złego i jest to pożądane ,kiedy dążymy do większych zarobków w ciężkich sytuacjach. Generalizując- parkinson pojawia się wtedy gdy w piramidce jesteśmy gdzieś na 3 progu a chcemy cały czas więcej łudząc się ,że nagle staniemy się szczęśliwi poprzez więcej kasy.Dopiero wtedy wpadamy w błędne koło. Chociaż dla mnie to błędne koło jest i tak lepsze niż walka o przetrwanie:)
Pozdrawiam
Jest jeszcze taka kwestia, że im więcej się ma, tym może być większy strach przed tego utratą. Mam tu na myśli oszczędności na przyszłość, które są co roku nadgryzane przez inflację i podobnie mogą być zjedzone przez dewaluację złotówki jak dalej zadłużenie kraju będzie rosło w tym tempie.
Co do poziomu uzyskania pewnej satysfakcji z życia (szcześcia) przy pewnym poziomie dochodów, myslę że problem w tym, że większość osób jeszcze na ten poziom nie weszło i dlatego jest to często myślenie abstrakcyjne.
Nawet jak ktoś ma coś, np. samochód to nie ma czegoś innego albo ma długi które odbierają część radości z posiadania kupionych za pożyczone pieniądze dóbr.
A ja znowu nie na temat,czas na kupowanie :).
Historia Pana X to bardzo fajny przykład inflacji stylu życia. Za wyższymi zarobkami idą wyższe wydatki - bo lepszy telefon, bo lepszy samochód itp.
Ale temu zjawisku można przecież zaradzić - choćby prowadząc budżet i kontrolując swoje wydatki.
Z drugiej strony - czy ta ulotna satysfakcja po kolejnej podwyżce to koniecznie coś złego? Przecież chyba nie chodzi o to, by zatrzymać się tuż powyżej progu "good enough" i powiedzieć sobie "tyle mi wystarczy, więcej nie muszę się starać"...
Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Zazwyczaj pieniędzy nigdy nie jest za dużo :D
Trochę inaczej. Zarabiając 1000, wydając miesięcznie 900PLN możemy odłożyć 100, czyli 10% pensji. Zarabiając 1100, wydając nadal 900PLN możemy odłożyć 200, czyli DWA RAZY WIĘCEJ, co daje nam możliwość zainwestowania 100% więcej w skali miesiąca. Może warto w ten sposób spojrzeć?
Ja bym proponował 100-200 wydać a te 900 odłożyć. 10 tysięcy rocznie to i tak małe tępo.
Wiele osób, nie zdaje sobie sprawy z faktu, że wraz z wzrostem zarobków przybywa także problemów. Im więcej rzeczy posiadamy tym więcej musimy zarabiać...i tak to się kręci.
Ja bym z chęcią przestał używać pieniędzy, gdybym miał kawałek ziemi, jakąś chatkę i sam uprawiał jakieś warzywka. Da się żyć bez pieniędzy, ale poziom tego życia jest oderwany od rzeczywistości w czasach kapitalizmu.
Tak działa ludzka psychika - wraz ze zwiększoną ilością pieniędzy zwiększają się wydatki, więc należałoby zarabiać więcej, aby zwiększyć dystans między plusem i minusem - co się akurat rzadko udaje...
Prześlij komentarz