2007 r. pokazał prawdziwość stwierdzenia mówiącego, że gdy napotkany losowo taksówkarz lub fryzjer sam z siebie mówi o tym, że inwestuje na giełdzie, oznacza to, że czas się z niej ewakuować. Oczywiście nie chodzi tu o dyskryminowanie żadnej grupy zawodowej, ale o ogólną zasadę tego, że gdy danym zjawiskiem zaczyna się interesować zbyt dużo osób to jest duża szansa, że zbliża się moment przesilenia, gdyż rynek aby rosnąć potrzebuje dopływu nowego kapitału, a gdy już niemal wszyscy potencjalni kupujący zakupili te akcje, które chcieli to ciężko będzie utrzymać wysoką dynamikę dopływającego kapitału.
Dokładnie tak to wyglądało pod koniec wielkiej hossy w 2007 r. W mediach głównego nurtu niemal na każdym kroku można było napotkać reklamę zachęcającą do inwestowania w fundusze inwestycyjne, a o tym, że giełda jest dobrym miejsce do regularnego zarabiania mówili nam sąsiedzi, których nigdy byśmy nie posądzali o takie zainteresowania.
Nie jest tajemnicą że zjawisko to można wykorzystać do prognozowania giełdowej przyszłości. Jednym ze wskaźników pozwalających to robić są wpływy i wypływy kapitału do funduszy inwestycyjnych. Jeśli na giełdę płynie relatywnie dużo nowego kapitału, możemy to uznać za stan, w którym giełda jest popularna i każdy kto był zainteresowany kupnem akcji już to zrobił lub właśnie to robi.
Zobaczmy jak taki wskaźnik wygląda w praktyce:
Wykres przedstawia półroczna średnią ruchomą dla usunięcia szumów. Widzimy na nim, że w ostatnich miesiącach do funduszy inwestycyjnych (nie tylko akcyjnych) wpływało średnio ok. 3 mld zł miesięcznie.
Odnosząc to do przeszłości, jest to ekstremalnie duży napływ nowego kapitału, który możemy porównać tylko z dwoma sytuacjami:
- W czerwcu 2007 r. zainteresowanie inwestowaniem wśród ludzi osiągnęło historyczne apogeum na poziomie ok. 4,4 mld zł miesięcznych napływów netto. Było na miesiąc przed zakończeniem hossy.
- W maju 2013 r. wskaźnik osiągnął szczyt w okolicy 3 mld zł miesięczny napływów netto. Po tym wydarzeniu hossa trwała jeszcze przez 5 miesięcy.
Oznacza to, że wysoki poziom dzisiejszego wskaźnika (np. taki jaki mamy obecnie) możemy interpretować jako fakt, że hossa jest już dojrzała i zbliża się do swojego końca.
Koniec ten nie musi być dramatyczny, gdyż jak pokazuje przypadek z maja 2013 r. po ukształtowaniu się szczytu zainteresowania inwestowaniem, indeks sWIG80 był w stanie urosnąć jeszcze o +30%, a indeks WIG o +15% zanim rozpoczęła się bessa. Warto jednak potraktować to dzisiejszą informację, jako przypominajkę, że eldorado, które obecnie przeżywa giełda nie jest dane na zawsze, a jedynie jest jedną z faz w powtarzającym się cyklicznie procesie.
Jeśli wpis Ci się podoba zapisz się na newsleter, aby nie przegapić nowych artykułów: | Zapisz się |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz