W 2008 r. amerykańskie banki zaczęły dostawać zastrzyki płynności dzięki którym do teraz czują się rewelacyjnie. Dobrze widać to na wykresie indeksu amerykańskich banków:
Zgodnie z jedną z teorii z tego bloga paliwem dla tego dobrego samopoczucia są nadmiarowe rezerwy gotówki, które te banki posiadają:
Rezerwy te są pieniędzmi, które banki trzymają nie dlatego, że muszą, ale dlatego, że im się to opłaca, gdyż FED płaci bankom za ich trzymanie odpowiednią ilość odsetek. Oznacza to, że banki te mogą po prostu je trzymać dla pewnej stałej prowizji lub też wykorzystać je np. do udzielenia komuś kredytu jeśli uznają, że jest to lepsza opcja.
Okazuje się, że pomimo opłaty otrzymywanej z FEDu, banki powoli ale konsekwentnie wypuszczają nadmiarowe pieniądze na rynek. Widać to przy porównaniu powyższego wykresu z wykresem całkowitych aktywów FEDu:
Jeśli porównamy aktywa FEDu i nadmiarowe rezerwy banków z momentu zakończenie QE3 (końcówka 2014 r.) to okaże się, że aż 75% "dodrukowanych" pieniędzy trafiło właśnie do nadmiarowych rezerw banków. Od tamtej pory bilans FEDu spadł tylko nieznacznie (w wyniku reaktywowania "dodruku"), podczas gdy nadmiarowe rezerwy w bankach stopniały o ponad 40%. Na obecny moment już tylko 36% aktywów stworzonych w ramach programów QE znajduje się w nadmiarowych rezerwach banków. Oznacza to, że z czasem "przeciekają" one w inne miejsca.
Na pytanie, czym mogą być te inne miejsca, odpowiedź sugeruje poniższy wykres (dane dla USA):
Na początku kryzysu (w 2008 r.) dług gospodarstw domowych stanowił ok. połowę całkowitego zadłużenia prywatnego w USA. Od tego czasu gospodarstwa domowe podchodziły bardzo ostrożnie do kwestii zadłużania się w wyniku czego przez ostatnie 11 lat dług ten wzrósł tylko delikatnie, a biorąc pod uwagę, że przez ostatnie 11 lat PKB USA wzrosło o +44% to dług ten wyraźnie spadł w porównaniu do PKB.
Pozostałe, bardziej korporacyjne, komponenty prywatnego zadłużenia nie były już tak wstrzemięźliwe i przez ostatnie lata dalej wyraźnie rosły. Wzrost prywatnego zadłużenia w ciągu ostatnich 11 lat w USA (z pominięciem zadłużenia gospodarstw domowych) wyniósł +100%. To znacznie więcej niż wzrost PKB w tym okresie.
Rozważania te potwierdza wykres udzielonych biznesowych pożyczek:
Po 2008 r. mieliśmy spadek ich wartości związany z problemami gospodarczymi, jednak od 2010-11 r. pożyczki te znów ruszyły pełną parą wspinając się znacznie powyżej wcześniejszego szczytu.
Tę zakrojoną na szeroką skalę akcję kredytową można wiązać z ekstremalnie długim okresem w historii USA pozbawionym fali bankructw:
Liczba bankructw jest już od kilku lat na historycznych minimach. Poprzednio nigdy tak długo nie udawało się sprawić, aby firmy nie bankrutowały.
W teorii tej brakuje jeszcze dobrego wyjaśnienia, dlaczego pieniądze "przeciekające" z nadmiarowych rezerw do realnej gospodarki nie wywołują wyraźnej inflacji w USA? Jeśli macie jakieś pomysły piszcie w komentarzach.
Powyższe rozważania rodzą pytanie: "Co się stanie gdy nadmiarowe rezerwy banków stopnieją do 0?"
Odpowiedź, która się nasuwa jest taka, że zaczną zaostrzać swoje kryteria kredytowe i banki coraz mniej chętnie udzielać kredytów, co może być dobrym katalizatorem dla wzrostu liczby bankructw, a to z kolei miałoby pociągnąć całą dalszą lawinę związaną z wielką bessą.
Dotychczasowa dynamika topnienia nadmiarowych rezerw sugerowała, że dojścia w okolice zera moglibyśmy spodziewać się za ok. 3 lata:
Jednak uruchomienie w ostatnich miesiącach czwartego już etapu "dodruku" najprawdopodobniej przesunie ten moment dalej w przyszłość, gdyż wraz z rosnącym bilansem FEDu znów rosnąć zaczną nadmiarowe rezerwy w bankach (co już zaczyna być widać na powyższym wykresie jako pik w górę).
Wygląda więc na to, że FED znajduje kolejne skuteczne sposoby, które przesuwają wielki krach w czasie, więc nie powinniśmy się spodziewać go zbyt szybko.
Jeśli wpis Ci się podoba zapisz się na newsleter, aby nie przegapić nowych artykułów: | Zapisz się |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz