W odpowiedzi na problemy gospodarek całego świata (związane z wymuszonymi przez wirusa przestojami w pracy) poszczególne banki centralne zadeklarowały masowe wznowienie dodruku pieniędzy. I tak:
- FED (USA) deklaruje dodruk 700 mld $, co da wzrost aktywów tego banku od 16%.
- ECB (Strefa Euro) deklaruje dodruk 750 mld Euro, co da wzrost aktywów tego banku o 16%.
- NBP (Polska) deklaruje dodruk ok. 150 mld zł, co da wzrost aktywów tego banku o 30%.
- BOJ (Japonia) deklaruje dynamiczne zwiększenie tempa dodruku (bez limitu czasowego), które tylko w ostatnim roku zwiększyło aktywa tego banku o 5%.
To pierwsze w historii tak silne i skoordynowane działania banków centralnych. Jak pamiętamy z artykułu: "Jak dodrukowane pieniądze pomagają giełdom?" w przeszłości dodruki dość dobrze korelowały ze wzrostami na giełdzie. Patrząc na ich obecną zadeklarowaną skalę możemy prognozować, że i tym razem gdy tylko panika związana wirusem nieco opadnie giełdy zazielenią się od pachnących farbą drukarską przelewów.
Jeśli więc szukamy odpowiedzi na pytanie: Czy obecna sytuacja stworzy dobrą okazję do zakupów przecenionych akcji, to odpowiedź brzmi: tak.
Tym co potencjalnie mogłoby zagrozić tak sformułowanej odpowiedzi jest ryzyko znacznie dłuższej niż prognozowana aktywności wirusa, która niosłaby za sobą jeszcze większe niż obecnie oczekiwane konsekwencje gospodarcze. To z kolei mogłoby wywołać falę bankructw, która na zasadzie efektu domina zburzyłaby finansowy świat jaki znamy.
Taki scenariusz w obecnych realiach jest o tyle nieprawdopodobny, że banki centralne całego świata dają wyraźny sygnał, że wykupią co tylko będzie trzeba żeby system się nie zawalił. Dobrym przykładem tego jak wysoki jest poziom desperacji banków centralnych jest zmiana stosunku ECB do Grecji:
Głośno o ryzyku bankructwa Grecji stało się w 2011 r. Jej zadłużenie eksplodowało do ok. 170% PKB. W pewnym momencie było tak źle, że 10-letnie obligacje Grecji musiały dawać zarobić aż 25% rocznie. Tak bardzo nikt ich nie chciał. Ostatecznie Grecja została uratowana kolejnym kredytem, choć jej sytuacja na przestrzeni ostatnich 9 lat nie poprawiła się szczególnie mocno:
Obecny poziom zadłużenia do PKB jest na nowym historycznym maksimum. Indeksy giełdowe przez ostatni 9 lat nie podniosły się z dołków:
Odsetek pracujących osób także nie odrobił spadków rozpoczętych w 2011 r.:
A pamiętajmy, że wszystkie te dane pochodzą z okresu przed pojawieniem się koronawirusa. Łatwo wyobrazić sobie, że w obecnych okolicznościach rząd Grecji będzie szukał sposobów na dalsze zwiększanie zadłużenia.
ECB na tyle obawiał się niewypłacalności Grecji, że w 2017 r. nie chciała kupować jej obligacji w ramach dodruków. Stanowisko to bank potwierdził w 2019 r.
Tymczasem w ramach aktualnych komunikatów o pakietach ratunkowych uruchamianych przez ECB mamy informację, że: "Greek bonds will be included in the bank’s asset purchases", co znaczy, że ECB będzie kupował dług Grecji.
Można by zapytać się dlaczego? Przecież Grecja nie poprawiła znacząco swojej kondycji finansowej co było wcześniej warunkiem stawianym przez ECB. Sensownym wyjaśnieniem wydaje się być to, że ECB nie może sobie pozwolić na bankructwo Grecji. Grecja byłaby wtedy pierwszym klockiem domina, które pociągnęłoby za sobą cały system.
Oznacza to, że banki centralne świata, dodrukują taką ilość pieniędzy jaka będzie potrzeba. Jeśli 750 mld Euro nie wystarczy, to za jakiś czas ogłoszony zostanie dodruk kolejnych i kolejnych. Jeśli kupno samych obligacji nie pomoże, na wzór Japonii, do skupu dołączane będą coraz to nowe klasy aktywów. Jeśli i to nie pomoże, zawsze można ręcznie wykupić konkretne firmy, na wzór General Motors i Cryslera po bessie w 2008 r. Najtrudniej uzasadnić zastosowanie nowych środków za pierwszym razem. Później jest już z górki.
Zasadę którą wydają się kierować obecnie banki centralne można by podsumować jako "bohater ratujący świat nie może się ograniczać" (szczególnie gdy krótkoterminowe negatywne konsekwencje, takich działań praktycznie nie istnieją) [o długoterminowych jeszcze pomówimy].
W związku z tak dużą determinacją banków centralnych, scenariusz w którym "system się zawali" możemy wykreślić z listy prawdopodobnych, co w konsekwencji sprawia, że bazowym staje się ten, w którym gdy tylko okres zamkniętych granic / ograniczeń w życiu publicznym się skończy, giełdy powrócą do wzrostów.
Niewiadomą jednak wciąż pozostaje czas trwania tych ograniczeń, który utrudnia dokładniejsze wyznaczenie dołka.
PS. Ciekawym trendem, który się wyłania obserwując działania banków centralnych jest to, że pomimo wcześniejszych zapewnień, pieniądze stworzone w ramach różnych wariantów QE najprawdopodobniej nigdy z rynku nie zostaną zabrane.
Jeśli wpis Ci się podoba zapisz się na newsleter, aby nie przegapić nowych artykułów: | Zapisz się |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz