Jak pewnie zauważyliście, od czasu do czasu lubię poruszyć tematy związane z szeroko pojętą psychologią. Wiem, że czasem mogą być one nieco kontrowersyjne, ale jednocześnie są dla mnie ważne, a dyskutowanie o nich z Wami pomaga mi w próbach zrozumienia naszej psychiki. Wśród kilku ostatnich wpisów z tej serii znalazły się m.in.:
- Jak brak wojen / zagrożenia prowadzi do degeneracji społeczeństwa?
- Dlaczego egoizm jest niezbędną cechą pozwalającą być dobrą osobą?
- Dlaczego większy wybór czyni nas mniej szczęśliwymi?
Dziś chciałbym poruszyć temat niezadowolenia z życia obecnych 20-30 latków. Badania są w tej kwestii jednoznaczne, co pokazuje chociażby statystyka dotycząca depresji. Problemu, który z dziesięciolecia na dziesięciolecie dotyka coraz większej liczby osób.
Pojawia się pytanie: Co jest przyczyną takiego stanu rzeczy? Częściowo odpowiedź nasuwa nam się sama: zwiększenie ilości otaczających nas informacji, zwiększenie poziomu stresu, rozminięcie oczekiwań z rzeczywistością. Wszystkie te aspekty z pewnością utrudniają odczuwanie zadowolenia z życia, ale dziś chciałbym się skupić na jednej, w mojej ocenie, nieco ważniejszej przyczynie: Współcześni 20-30 latkowie są niepotrzebni.
Badania bardzo ściśle wiążą robienie czegoś dla innych, z poziomem odczuwanego przez nas szczęścia. Oznacza to, że jeśli zabierzemy ludziom możliwość robienia czegoś dla innych to pośrednio, pozbawimy ich tej "ochronnej otoczki" zbudowanej z życiowej satysfakcji, która tak skutecznie chroni ich przed frustracją czy właśnie depresją.
Aby zrozumieć co stało się z naszą "możliwością robienia czegoś dla innych" porównajmy jak wyglądało życie kilka pokoleń temu, z tym jak wygląda teraz:
Jak wyglądało to kiedyś?
Kiedyś młody człowiek mógł zostać np. pomocnikiem stolarza lub kowala. Praca ta nie była rewelacyjnie płatna, ale wystarczało na życie. Ludzie z okolicy co jakiś czas potrzebowali skorzystać z usług danego fachowca. Po wykonanej pracy byli za nią wdzięczni. To wystarczyło, aby można było powiedzieć, że dana osoba jest potrzebna innym. Bez niej ich życie byłoby trudniejsze.
Inny przykład to praca na roli, którą dzieci wykonywały, aby wspomóc swoich rodziców. Bez nich ciężko byłoby prowadzić gospodarstwo. To sprawiało, że dodawały one wartości życiu innych ludzi.
W ten sposób, zupełnie nieświadomie, poprzez sam fakt bycia potrzebnym innym ludziom, dawna młodzież zapewniała sobie możliwość odczuwania satysfakcji w życiu.
Pracę, jaką wykonywały takie osoby można scharakteryzować następująco:
- Dawała wystarczająco pieniędzy, aby godnie żyć. (powyżej tego progu pieniądze przestają mieć znaczenie).
- Inni byli wdzięczni za wykonaną pracę.
- Inni mieli możliwość bezpośredniego podziękowania za wykonaną pracę.
- "Klienci" na tyle potrzebowali tego co dana osoba robi, że sami zadawali sobie trud, aby tę osobę znaleźć (poczta pantoflowa).
- Poziom aspiracji / oczekiwań pracującego był porównywalny z tym co praca oferowała. (Pracujący miał w pracy wyzwania, którym musiał podołać).
Kryteria te nie wydają się trudne do spełnienia i praktycznie każda praca jaką można było podjąć jeszcze kilka pokoleń temu je spełniała.
A jak jest dziś?
Dziś nastąpiło spore rozminięcie tego co daje pieniądze na przeżycie kolejnego miesiąca, a co pozwala służyć innym, w spełnianiu ich potrzeb. Np. bycie strażakiem, z pewnością spełnia punkty z tej listy związane ze służeniem innym ludziom i ich wdzięcznością, ale z finansowego punktu widzenia zwykle wymaga podjęcia drugiego etatu. Na drugim biegunie wydaje się być np. praca dla dużych korporacji. Zarobki w takich miejscach są zwykle wysokie, ale często wiążą się z nieoptymalnym wykorzystaniem potencjału pracownika (niespełniony pkt. 5) oraz z brakiem możliwości otrzymania wdzięczności od klientów / bycia docenionym (niespełnione pkt. 2 i 3).
Obecnie jest też spora grupa zawodów, za wykonywanie których ludzie wręcz nie są wdzięczni.
Np. telemarketing. Nie chciałbym tu urazić nikogo zajmującego się tym zawodem, bo rozumiem, że życie może każdego zmusić do zrobienia czegoś typowo dla pieniędzy, ale ciężko wyobrazić sobie, że osoby, do których telemarketer dzwoni, są mu wdzięczne za telefon. Jeszcze kilka pokoleń temu taki zawód nie miałby racji bytu.
Np. telemarketing. Nie chciałbym tu urazić nikogo zajmującego się tym zawodem, bo rozumiem, że życie może każdego zmusić do zrobienia czegoś typowo dla pieniędzy, ale ciężko wyobrazić sobie, że osoby, do których telemarketer dzwoni, są mu wdzięczne za telefon. Jeszcze kilka pokoleń temu taki zawód nie miałby racji bytu.
To doprowadza nas do kolejnego przykładu sugerującego, że współczesny świat utrudnia znalezienie pracy spełniającej jednocześnie te 5 pkt. Wyobraź sobie, że jesteś mechanikiem samochodowym i po latach spędzonych na praktykach w innych warsztatach wreszcie otwierasz swój własny mały warsztacik. Jesteś dobry w tym co robisz, więc wieści o Tobie szybko rozchodzą się pocztą pantoflową i bez żadnej specjalnej reklamy zaczynasz mieć pełne obłożenie pracą. Samochody naprawiasz rzetelnie, a w rozliczeniach jesteś uczciwy. To sprawia, że ludzie są zadowoleni z Twoich usług i Ci o tym mówią albo słowami, albo po prostu regularnie wracając / polecając Cię znajomym. Pieniądze, które zarabiasz są w zupełności wystarczające na godne życie, a samochody są tym co zawsze Cię interesowało, więc czujesz, że jest to zajęcie dla Ciebie. W ten sposób ta praca właśnie spełniła wszystkie 5 pkt. z listy. Problem jest taki, że właśnie po drugiej stronie ulicy duża sieć warsztatów otwiera swój kolejny punkt. Ich ceny będą niższe niż Twoje, a asortyment większy. Choć masz swoich stałych klientów to z czasem coraz bardziej zaczynają odpływać, skuszeni niższymi cenami, bardziej profesjonalnym sprzętem diagnostycznym lub szybszym czasem realizacji zleceń.
Można by powiedzieć, że zadziałał wolny rynek i klienci na tym zyskali (bo mają chociażby niższe ceny, a więc dodatkowe pieniądze mogą wydać gdzieś indziej), ale dla mechanika zatrudnionego w tamtym warsztacie ta praca najprawdopodobniej nie znaczy tyle ile Twoja dla Ciebie. Jest duża szansa, że jego lista 5 pkt nie jest spełniona (jak to statystycznie bywa w korporacji), więc z perspektywy liczby osób, które miały pracę marzeń (czyli taką, która spełnia jednocześnie wszystkie 5 pkt.), wartość ta w okolicy spadła z 1 osoby (Ciebie) do 0. Wolny rynek wspomógł lepsze wykorzystanie zasobów związanych z pieniądzem, ale nie tych związanych z zadowoleniem z życia.
Może w takich mechanikach / spawaczach / murarzach moglibyśmy doszukiwać się grupy zawodów chroniących przed depresją, gdyby nie studia. Jeszcze 20-30 lat temu na studia szli nieliczni. Ich ukończenie było trudne (szczególnie, że taki student nie mógł jednocześnie np. pomagać rodzinie na roli, więc krótkoterminowo był "pasożytem"), ale gwarantowało dobrze płatną, stabilną pracę. Coś co w tamtych czasach było na wagę złota. To wykreowało w rodzicach obecnych 20-30 latków przekonanie, że najlepszym, co mogą dać swoim dzieciom jest wysłanie ich na studia. Niezależnie od tego czy się na nie nadają czy nie. Obecny stan jest taki, że ktoś kto nie poszedłby na studia, uznany byłby za co najmniej dziwnego i marnującego sobie życie.
Nie ma nic złego w samym powiększaniu swojej wiedzy, jednak obecna kultura pt. "możesz wszystko", "mierz wysoko", "jesteś wyjątkowy/a" w połączeniu z 5-letnią inwestycją w wiedzę sprawia, że wiele zawodów typu mechanik / spawacz / murarz przestaje odpowiadać aspiracjom młodych ludzi. Taka osoba poczuje tylko frustrację, wiedząc, że pracuje w zawodzie, który tak naprawdę nie wymagał studiów i znacznie lepszą inwestycją w siebie byłoby 5-letnie przyglądanie się jak swoją pracę wykonują najlepsi w danym fachu.
Jeśli ograniczymy listę zawodów, do tych które będą odpowiadać osobom po studiach to okaże się, że w obecnym świecie naprawdę ciężko znaleźć taki, który spełnia wszystkie 5 pkt, a pamiętajmy, że jeszcze kilka pokoleń temu praktycznie każdy uczciwy zawód wpisywał się w te kryteria.
Podsumowując, dane pokazują, że coraz więcej osób choruje na depresję. Najprawdopodobniej to o czym tu dziś piszę, nie jest jej jedynym powodem, ale jednocześnie zastanawiam się jak można w nią nie popadać, trwając w pracy, która zmusza do wybierania pomiędzy wdzięcznością innych, spełnianiem własnych aspiracji i zarabianiem na godne życie? Kilka pokoleń temu te 3 wartości nierozerwalnie szły ze sobą w pakiecie.
Jak zwykle jestem ciekaw Waszych przemyśleń na ten temat. Kilka pytań pomocniczych do dyskusji:
- Czy zgadzacie się z moją definicją idealnej pracy jako tej, która spełnia te 5 pkt?
- Czy rzeczywiście coraz większe "ukorporacyjnienie" wielu zawodów sprzyja oddalaniu się od poczucia, że robimy dla docelowego klienta coś wartościowego?
Jeśli wpis Ci się podoba zapisz się na newsleter, aby nie przegapić nowych artykułów: | Zapisz się |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz