poniedziałek, 16 lutego 2015

Czy wessie nas spirala deflacyjna?










Mam wrażenie, że inflacja i deflacja są jednymi z najmniej zbadanych i zrozumiałych zagadnień ekonomii. W google z łatwością można znaleźć słowne batalie o to, które z tych zjawisk jest gorsze. Czy gdyby bank centralny nie reagował na nie, to żyłoby nam się lepiej czy gorzej? Obecnie mamy w Polsce deflację -1,3%, czy to oznacza, że nadchodzi recesja? Pytań jest mnóstwo, a bez zbytniego zagłębiania się w temat, odpowiedź na większość z nich brzmi: "to zależy". Dziś postaramy się przyjrzeć deflacji nieco bliżej.

Gospodarka w uproszczeniu to 3 elementy:
  • fabryki
  • sklepy
  • ludzie (pracownicy / klienci)
Te elementy napędzają się nawzajem. 
  • Klient kupuje w sklepie dzięki czemu sklep ma zysk. 
  • Sklep kupuje towar od fabryki dzięki czemu fabryka ma zysk. 
  • Fabryka wypłaca wynagrodzenie pracownikowi, dzięki czemu on też ma zysk i jako klient idzie go wydać do sklepu. Koło się zamyka.
Fabryka jak to zwykle bywa ma zaciągnięty kredyt, który pozwala jej finansować bieżącą działalność, więc rozszerzmy nasz obrazek o bank.  

Teraz wyobraźmy sobie, że kredyty na rynku stają się coraz droższe, w wyniku czego fabryka ma coraz wyższe koszty utrzymania.

W takim wypadku szef fabryki, mówi do pracowników: "Panowie, mamy ciężki okres. Nie chcemy nikogo zwalniać, ale obcinamy wszystkim pensje, aby zrównoważyć wyższe koszty kredytu". Pensja pracowników spada.

Pracownik idąc do sklepu kupi szynkę gorszej jakości, bardziej szorstki papier toaletowy, a z niektórych towarów w ogóle zrezygnuje. Ogólnie wyda mniej niż zwykle.

Sklep zarobi mniej pieniędzy, a więc kolejne zamówienie do fabryki będzie mniejsze niż dotychczas.

Fabryka poza problemami z kredytem, teraz ma także problem ze spadającą liczbą zamówień. W związku z tym szef jeszcze raz spotyka się z pracownikami i informuje o kolejnych obniżkach płac.

Koło się zamyka i z każdym kolejnym cyklem pracownik będzie zarabiał coraz mniej, sklep zarobi coraz mniej, fabryka zarobi coraz mniej. To jest spirala deflacyjna przed którą drżą wszyscy i rzeczywiście jest czego się bać. W takiej wersji deflacja jest bezpośrednio powiązana z kryzysem gospodarczym i głęboką bessą na giełdzie. Są różne teorie na temat tego kiedy taka spirala by się samoistnie zatrzymała, ale świat w którym żyjemy nie pozwala na taki rozwój wypadków.

Aby wyjaśnić jak rząd radzi sobie z takim problemem musimy wzbogacić nasz obrazek o jeszcze jednego aktora: Radę Polityki Pieniężnej (RPP). W skrócie RPP poprzez stopy procentowe ustala wysokość oprocentowania kredytów.

Gdy tylko RPP zauważa, że inflacja spada poniżej ustalonej wartości (obecnie 2,5%), zaczyna obawiać się wpadnięcia w spiralę deflacyjną. Dlaczego już w tym punkcie? To trochę tak jak ze statkiem kosmicznym i czarną dziurą. Im bliżej podlecisz, tym trudniej będzie się wydostać. RPP postępuje jak doświadczony astronauta i reaguje z wyprzedzeniem, aby zmienić kurs tracąc niewiele paliwa.

Reakcja RPP polega na obniżeniu stopy procentowej co dla fabryki oznacza niższe koszty kredytowania. W takiej sytuacji fabryka może przywrócić pracownikom nieco wyższe pensje. Ci wrócą do kupowania miękkiego papieru toaletowego i dobrej jakości szynki. Sklep zacznie znów składać duże zamówienia, dzięki czemu fabryka będzie miała większe zyski. W efekcie tych większych zysków szef fabryki będzie mógł jeszcze bardziej podnieść pensje pracowników. Spirala deflacyjna zacznie się odwracać. Gospodarka wyjdzie z recesji, a na giełdzie zawita hossa. Potwierdzeniem tego zjawiska jest inflacja wracająca na dodatnie poziomy.

Opisane tu zjawisko jest standardowym cyklem gospodarczym, w ramach którego można dojść do wniosku, że niska i spadająca inflacja wiąże się z bessą, a rosnąca inflacja w okolicach 2,5% z hossą (zbyt duża inflacja też jest problemem, ale dziś się tym nie będziemy zajmować).

Jeśli jednak porównamy wykres inflacji z indeksem giełdowym, to okaże się, że nie uda nam się potwierdzić takiej zależności.
W ogóle ciężko znaleźć jakąkolwiek stałą zależność pomiędzy inflacją i giełdą. Np. w 2000 roku wysoka rosnąca inflacja oznaczała rychłe nadejście silnej bessy, ale już w 2012 taki sam sygnał oznaczał początek hossy.

Dlaczego tak jest?
Całe niezrozumienie zjawiska inflacji wynika z faktu, że jest kilka jej rodzajów, a my traktujemy ją jako jeden wskaźnik. Problem, który może z tego wyniknąć najłatwiej zrozumieć na przykładzie:

Wyobraźmy sobie sytuację taką jak na początku, a więc mamy 3 główne elementy gospodarki zależne od siebie:
Tym razem sytuacja kredytowa się nie zmienia, ale okazuje się, że ceny ropy naftowej na świecie gwałtownie spadają. Polska sama nie wydobywa ropy naftowej, a więc polskie firmy nie tracą na niższych cenach ropy. Co więcej nasza fabryka z diagramu dzięki niższym cenom ropy naftowej na świecie, ma niższe koszty działania (opakowania do produktów są tańsze, transport jest tańszy, itp.). Dla naszej fabryki oznacza to tyle, że może obniżyć ceny swoich produktów, aby stać się bardziej konkurencyjna, a przy tym nie stracić swojej marży (bo niższa cena wynika z niższych kosztów produkcji). W tym momencie wskaźnik cen pokaże, że mamy deflację, bo ceny produktów spadają.

W tym wypadku niższa cena produktów nie wiąże się z niższymi płacami dla pracowników, a więc nie odczują oni deflacji tak jak wcześniej. W sklepie kupią tyle samo produktów co dotychczas (a może nawet więcej, bo teraz ich pensja która się nie zmieniła starczy na więcej). Sklep będzie radził sobie tak dobrze jak dotychczas (a może nawet lepiej). Pomimo iż mamy deflację, to nie powstanie negatywna spirala deflacyjna.

Wcześniej napisałem, że: "niska i spadająca inflacja wiąże się z bessą". Okazuje się, że w tym wypadku to zdanie przestaje być prawdziwe, bo właśnie pokazaliśmy, że możliwa jest deflacja, bez negatywnych efektów dla gospodarki.

Z punktu widzenia kraju, który nie wydobywa danego surowca (np. ropy) spadek cen tego towaru jest jednoznacznie pozytywny, bo wszystkie firmy w kraju zarabiają na mniejszych kosztach produkcji, a żadna nie traci na wydobyciu po niższej cenie.

Tu zaczyna się ciekawa część, bo okazuje się, że obecnie obowiązujący model ekonomiczny jednoznacznie wiąże deflację ze spowolnieniem wzrostu gospodarczego i niejako nakłada na RPP sugestię, aby podejmować  decyzje w oparciu o takie podejście. RPP patrzy po prostu na poziom inflacji i jeśli jest zbyt niski (wchodzimy w deflację) to obniża stopy procentowe, aby ułatwić fabrykom zaciąganie kredytów po niższych kosztach. To rozwiązanie ma sens jeśli mamy do czynienia ze spiralą deflacyjną (taką jak w pierwszym przykładzie), ale nie ma sensu w przykładzie drugim, gdzie deflacja jest wynikiem spadku cen surowców na świecie.

Rodzajów deflacji jest mnóstwo, ale dzisiaj omawiane dwa to:
  • deflacja popytowa (ta z przykładu pierwszego) - pojawia się, gdy spada popyt, np. w wyniku podniesienia oprocentowania kredytów lub niższych zarobków pracowników.
  • deflacja importowana (ta z drugiego przykładu) - pojawia się, gdy ceny spadają w wyniku tańszego kupna surowców za granicą.
O ile deflacja popytowa stwarza negatywną spiralę, to deflacja importowana tego nie robi.

Patrząc na obecną sytuację na surowcach, łatwo dojść do wniosku, że obecna deflacja w Polsce jest wywołana w większości przez tanią ropę naftową, a więc jest deflacją importowaną.


Jak ma się to do obecnej sytuacji?
W obecnym momencie mamy do czynienia z rodzajem deflacji, który nie powoduje powstania negatywnej spirali deflacyjnej. Mimo to RPP obawiając się takiej, planuje dalsze obniżki stóp procentowych. Obniżki stóp pozwolą naszej fabryce z przykładu jeszcze taniej finansować swoją działalność, gdyż będzie korzystała z podwójnego paliwa:
  • niższe ceny ropy to niższe koszty produkcyjne
  • niższe stopy procentowe to tańsze kredyty, a więc tańsza działalność firmy.
Wygląda na to, że RPP swoim działaniem szykuje nam sporą hossę.

Co powinieneś zapamiętać z tego artykułu:

Inflację/deflację zawsze powinniśmy interpretować jako rozbitą na co najmniej dwa podtypy opisane w tym artykule. Zbiorcza interpretacja jednej wartości może prowadzić do błędnych wniosków.

Jeśli wpis Ci się podoba zapisz się na newsleter, aby nie przegapić nowych artykułów:

19 komentarzy:

Qulin pisze...

Bardzo ciekawy artykuł - nie zawsze białe jest białe, a czarne jest czarne.
Czasem trzeba spojrzeć pod mikroskop, bądź z innej perspektywy, żeby zrozumieć, że tak naprawdę białe składa się z kilku barw ;-) Najgorsze jest uproszczanie problemu

robert pisze...

top 10 wpisów na tym blogu - gratuluje Filip, świetna robota

Filip pisze...

Dziękuje :)

robert pisze...

Czytając wpis nasunęła mi się taka kwestia: jeśli obecna deflacja jest spowodowana spadkiem cen ropy, to tak jak piszesz nie powoduje ubytku $$$ u konsumentów, a więc jeśli tak jest to sprzedaż detaliczna co najmniej nie powinna spadać od połowy 2014 kiedy to zaczął się zjazd na ropie. Szybko odpaliłem wykres na makrosferze i widzę, że jednak spada sprzedaż wraz z rozwojem deflacji właśnie od połowy 2014. Mógłbyś spróbować to zdiagnozować?

Filip pisze...

Też się nad tym zastanawiałem. Podobnie jest z produkcją przemysłową, która spadała w środku 2014 r.: http://www.makrosfera.net/analize.aspx?v1=SWIG80__LOG&v2=Prod._przem._r/r

Mam wrażenie, że rozwiązaniem zagadki jest, to że w pierwszych 3 kwartałach 2014 r. mieliśmy do czynienia ze spowolnieniem w gospodarce, czyli tą wersją deflacji, która mogłaby nas wessać. Jednak była na tyle słaba (a interwencja rpp na tyle skuteczna), że problemy z nią związane zakończyły się pod koniec 2014 r. Dobrze pokazuje to wykres nowych zamówień w przemyśle: http://www.makrosfera.net/analize.aspx?v1=SWIG80__LOG&v2=New_orders_PL na którym w środku 2014 r. widać ten sam spadek co na sprzedaży detalicznej, ale już od listopada 2014 r. widać, że liczba zamówień rośnie. Podobnie (tylko z małym opóźnieniem) do góry w ostatnim miesiącu wyskoczyła produkcja przemysłowa. (+8,4%).

Skoro inflacja nadal spada, a nowe zamówienia napływają w coraz większej ilości i produkcja przemysłowa rusza ostro do góry, to wygląda na to, że obecnie już uporaliśmy się z deflacją, która mogłaby nas wciągnąć w spiralę.

Rzeczywiście zastanawiające jest to dlaczego nie widać tego zjawiska na sprzedaży detalicznej, a widać je na nowych zamówieniach i produkcji przemysłowej. Być może sprzedaż detaliczna jest nieco bardziej opóźnionym wskaźnikiem i dopiero za jakiś czas pokaże wzrosty? A może trzeba by się przyjrzeć bliżej konstrukcji tego wskaźnika, bo może się okazać, że jakaś jego jednak składowa psuje odczyty.

Konrad pisze...

Bardzo ciekawy artykuł. Zastanawiam się tylko czy spadek cen ropy/surowców jest jedynym powodem obecnej deflacji. Według GUSu duży wpływ na aktualną wartość wskaźnika miał spadek cen żywności. Spadające koszty transportu mogą to w jakimś stopniu usprawiedliwiać, ale jak zdiagnozować czy nie mamy do czynienia z nadpodażą na rynku wynikającą z załamania eksportu?

zbyzwro pisze...

Witam, bardzo ciekawy blog. Dziękuję.
Jestem małym leszczykiem, ale widzę wiele sygnałów świadczących o tym, że z hossą to może być różnie, a zjazd do 09.2015 do wig 20 1800 będę póki co obstawiał w swojej strategii. Zmienię ją jeśli zmienią się sygnały.
Pozdrawiam
Zbyzwro

Filip pisze...

Rzeczywiście najprawdopodobniej spadek cen surowców nie jest jedyną przyczyną. Zobacz proszę komentarz użytkownika "robert" pod tym artykułem i moją odpowiedź. Piszemy tam o kwestii powiązanej z Twoim pytaniem. W skrócie chodzi o to, że załamanie eksportu i cykliczne problemy gospodarcze w środku 2014 r. rzeczywiście nie wynikały z taniejących surowców, ale obecnie wychodzimy już z tamtych problemów i nie spowodują one rozkręcenia spirali deflacyjnej. Jeśli spojrzymy na liczbę zamówień eksportowych, to okaże się, że od 3 miesięcy ich liczba rośnie: http://www.makrosfera.net/analize.aspx?v1=WIG__LOG&v2=New_export_orders_PL
a więc wygląda na to, że pomimo problemów ze zbyciem żywności, w perspektywie całej gospodarki eksport znów kwitnie.

Anonymous pisze...

Witam.
Bardzo podoba mi się sposób przedstawienia tematu. Szkoda że przykład jest szkolny, nie mający wiele wspólnego z naszą rzeczywistością. W końcu chodziło tylko o pokazane kwestii.

Niestety nie odczuwam deflacji drugiego typu. Korzystam z komunikacji miejskiej a przewoźnik nie obniża cen za bilety mimo tańszego paliwa. W sklepie produkty również nie są tańsze mimo ze transport do placówki handlowej mniej kosztuje. Czyli, nawiązując do tematu, właściciele fabryk (w tym przypadku sklepów, środków transportu) zostawiają dla siebie ten "zysk" deflacyjny.
Pozdrawiam.

Filip pisze...

Oczywiście koszyk inflacyjny jest tylko uśrednieniem zakupów milinów osób i wielu z nich może nie odczuwać deflacji na własnej skórze. Myślę jednak, że w skali kraju obecne spadki cen są odczuwane przez większość polaków chociażby za sprawą niższych cen paliw. Sam poruszam się samochodem i pamiętam jak jeszcze niedawno ceny paliwa podchodziły niemal pod 6 zł za litr. Obecnie tankuje się za ok 4,4 zł. To spadek o 25%, który jest dużą oszczędnością w budżetach ludzi.


Choć z pewnością w wielu miejscach gdzie ceny mogłyby spaść jeszcze bardziej, nie dzieje się tak z powodu większej marży przedsiębiorstw.

Maciek pisze...

Czytając artykuł przypomniał mi się filmik od Bridgewater https://www.youtube.com/watch?v=PHe0bXAIuk0

greg pisze...

< Choć z pewnością w wielu miejscach gdzie ceny mogłyby spaść jeszcze
bardziej, nie dzieje się tak z powodu większej marży przedsiębiorstw. >

Masz rację, ale wydaje mi się, że problem tkwi gdzie indziej. Zauważ, że mniej widoczne spadki cen dotyczą branż, w które bardziej ingeruje państwo - którego koszty tylko rosną. Np. paliwa są obłożone ogromnymi podatkami, dlatego płacisz 4,4 zł, a powinieneś płacić poniżej 3 zł, skoro kurs baryłki spadł ze 110 USD na 40 USD. To samo z węglem - niby jest tani (nierentowny dla kopalń), ale przy jego zakupie na opał płacisz prawie tyle co przy rekordowych cenach. Być może większe przedsiębiorstwa mogłyby jeszcze obniżyć marże, ale z tego co wiem, to większość np. sklepikarzy czy restauratorów działa na granicy opłacalności. Więc skąd ma się brać ta konsumpcja, skoro muszą się podporządkować deflacji cenowej przy rosnących kosztach (składki, podatki itp.). W samym tylko lutym zamknięto w moim pobliżu aż 4 małe lokale. Powód zawsze też sam - rosnące składki i koszty wynajmu.

Arti pisze...

Można jeszcze rozważyć przyczyny spadku cen ropy. Być może gospodarka światowa już dyskontuje spadek zapotrzebowania na ten surowiec w obliczu kolejnej recesji/spowolnienia. No chyba, że znów będziemy zielona wyspą ;)

NS pisze...

Trochę nie na temat. Czy w fundametalnej można przeskanować spółkę na jakiś dany dzień wstecz (zobaczyć, jakie miała wskaźniki w przeszłości) czy zawsze są brane obecne wartości według ceny zamknięcia z dnia poprzedniego? Pozdrawiam.

Filip pisze...

Nie ma możliwości skanowania po danych z przeszłości. Dane historyczne można podejrzeć po wejściu na stronę konkretnej spółki.

Kurylko.blogspot.com pisze...

A ja czuje nadchodzącą w tym roku bessę ;P

zamknacKW pisze...

Wszystko ładnie jest jedno ale. Z tym podwyższaniem pensji bo fabryka ma tańszy kredyt to bym nie szalał :D Pensja jest zawsze taka sama np. w RP minmalna krajowa :), a ewentualne zyski są reinwestowane.

Krystian Sill pisze...

Szkoda, że tego typu
merytoryczne wyjaśnianie problemu nie przebija się do głównych mediów. Choć z
jedną tezą na początku można lekko polemizować. Piszecie o sporze w podejściu
do inflacji/deflacji w polskim Internecie. Warto jednak zauważyć, że wśród
ekonomistów dominuje prosty pogląd inflacja=hossa, deflacja=bessa. Trochę się w
tej materii zmienia, ale ludzie jeśli już wiedzą co to inflacja to właśnie tak
ją upraszczają. Jest też inny wymiar, kwestia tego jak inflacja w długim
terminie wpływa na nasze oszczędności. Ostatnio widziałem poradnik, który
wydała Mennica Wrocławska, gdzie autorzy tłumaczą, że największym zagrożeniem
są słabnące waluty. W sumie takie podejście długoterminowe to osobne pole do
edukowania ludzi.

Kredyt.pl pisze...

świetny artykuł :)

Jeśli po dodaniu Twój komentarz jest niewidoczny, upewnij się czy Twoja przeglądarka ma włączoną opcję obsługi ciasteczek (cookies).

Prześlij komentarz