Z czasem, gdy coraz lepiej poznajemy osoby, z którymi mamy kontakt, podświadomie wyrabiamy sobie pewną opinię o słuszności ich podejścia do życia. Zwykle najbardziej prawidłowym podejściem wydaje nam się być to, które sami stosujemy (inaczej byśmy go nie wybrali), ale czasem warto się trochę otworzyć i spróbować spojrzeć na wszystko oczami naszego kolegi / znajomego / przyjaciela.
Nie chodzi o to, żeby na siłę przekonywać się nawzajem, czyje podejście jest lepsze, ale o próbę zrozumienia zupełnie odrębnego stanowiska innych osób. Dziś zastanowimy się, które podejście do życia bardziej wam odpowiada: filozofia "carpe diem", czy spokojne zbieranie na emeryturę?
Chwytaj dzień
Są to osoby żyjące dniem dzisiejszym. Nie przejmują się zbytnio przyszłością. Nie potrzebują dużo pieniędzy, ale też zazwyczaj ich po prostu nie mają. Jeśli mają wykonać jakieś zadanie, zawsze zostawią je na ostatnią chwilę.
Ich dużym plusem jest umiejętność cieszenia się chwilą, nawet jeśli na pierwszy rzut oka nie ma w niej nic szczególnego. Minusami natomiast są: ogólne roztrzepanie, nie dotrzymywanie terminów, spóźnialstwo, no i chyba najważniejsze: brak konkretnego planu na przyszłość. Takie osoby są otwarte na nowe kontakty. Akceptują odmienność innych. Zwykle same są indywidualistami. Czasem dzięki swojej otwartości i kontaktom zdobywają bardzo ciekawy sposób na zarabianie, zupełnie różny od 8h pracy w biurze, ale wiekszości z nich się tak nie poszczęści. Nie mając ani stalej posady, ani dużych zapasów finansowych pozostaje im wtedy chwytać kolejne dni jak koła ratunkowe z nadzieją, że przyniosą coś lepszego, niż poprzednie.
Zbieracze
Cenią sobie stabilność w każdym aspekcie życia. Posiadanie stałej pracy daje im poczucie bezpieczeństwa. W czasie swojego życia wciąż na coś zbierają: to na samochód, to na mieszkanie, często kosztem drobnych przyjemności. Wolą poświęcić dzien dzisiejszy dla lepszego jutra. W codziennym życiu lubią mieć wszystko zaplanowane. Dzieki temu mogą lepiej się skupić na konkretnym zadaniu jakie trzeba w danej chwili wykonać.
Zwykle są na tyle sumienni i pracowici, że nie potrzebne im finansowa poduszka bezpieczeństwa, ale w razie gdyby powinęła im się noga (np. utrata pracy) zawsze mają plan awaryjny, a z zgromadzone oszczędności są w stanie bez problemu utrzymać się do czasu znalezienie nowej pracy.
Ich minusem czasem jest zbyt duża rola rutyny w ich życiu. Z czasem każdy dzień zaczyna wyglądać tak samo. .... sen ,śniadanie, 8h w pracy, obiad, spotkanie ze znajomymi / oglądanie TV, kolacja, sen .... . Znacznie lepiej znoszą taką rutynę jeśli mają pracę, która na prawdę im się podoba. Coś gdzie mogą wykazać się kreatywnością, poczuć że tworzą coś większego. Niestety życie pokazuje, że tylko nieliczni z tej grupy taką znajdą.
---
Oczywiście są to 2 skrajności i ciężko daną osobę jednoznacznie zaszufladkować, do którejś z nich, ale jestem pewien, że każdy z was zna osoby pasujące zarówno do 1 jak i 2 grupy.
A jak jest z wami? Wolicie zjeść ciastko czy je mieć?
Mówi się, że pieniądze nie są rozwiązaniem wszystkich problemów, ale też, że lepiej płacze się mając milion w kieszeni niż bez niego. Czy nie wydaje wam się, że w tym wypadku pieniądze znakomicie rozwiązują problemy oobu tych grup wyciągając z nich to co najlepsze? W końcu mając kilka milionów na koncie można by cieszyć się każdym dniem, jednocześnie posiadając zabezpieczenie finansowe na wszelki wypadek.
Jeśli podoba Ci się ten artykuł pomóż innym go przeczytać klikając "lubię to".
Jeśli wpis Ci się podoba zapisz się na newsleter, aby nie przegapić nowych artykułów: | Zapisz się |
29 komentarzy:
Lubię Twoje posty psychologiczne - są dla mnie jak malutkie drogowskazy.
Przeważa u mnie podejście zbieracza, chociaż dzięki Twoim poprzednim wpisom uświadomiłem sobie, że żyje się tylko raz, i nie ma sensu przez całe życie zbierać tylko po to, by na starość pośmigać sobie Bentleyem.
Dlatego lubię mieć plan na przyszłość i trochę oszczędności, jednak bez poświęcania całego dnia dzisiejszego dla lepszego jutra.
Myślę, że podstawa w dzisiejszym świecie tkwi w tym, aby rozsądnie dysponować swoimi dobrami wydając pieniądze tylko na rzeczy które stanowią dla nas wartość. Konsumpcjonizmowi mówię nie! ;)
Mysle, ze bez problemu mozna polaczyc te dwa typy. Poza tym nie przypisywalabym tak kategorycznie osobom typu carpe diem, takich cech jak roztrzepanie itp. Jedni ludzie sa zakreceni sami w sobie, niezaleznie od tego czy sa tzw. lekkoduchami czy zbieraczami.
Wg mnie Carpe diem jak najbardziej. Nigdy nie wiadomo co będzie jutro
Drobne przyjemności jak najbardziej ale żeby żyć prawie całkiem dniem dzisiejszym to nie dla mnie. Przez brak planowania sprawy które powinniśmy załatwić często nie są załatwiane albo są załatwiane w sposób niedbały i byle jak. "Co masz zrobić dziś, zrób pojutrze, będziesz miał dwa dni wolnego" - wd mnie to nieporozumienie...
Kiedyś byłem typowym zbieraczem, odmawiałem sobie wielu rzeczy ale dzięki temu mogłem odłożyć trochę grosza i zainwestować. Posiadanie oszczędności daje poczucie bezpieczeństwa i moim zdaniem na pewnym etapie życia warto się poświęcić. Dzięki temu późniejsze życie może być łatwiejsze. Dziwię się ludziom, którzy dobrze zarabiają, ale jednocześnie nie są w stanie niczego zaoszczędzić. Dodatkowo biorą kredyt hipoteczny (przecież dobrze zarabiam, więc nie będzie problemu ze spłatą), a potem nagle tracą pracę i tragedia gotowa.
Ja widzę sprawę pieniędzy dużo prościej. MUSISZ mieć pieniądze. Jednak najważniejszy jest cel, dla jakiego gromadzisz te pieniądze. Cel jest najważniejszy. Jeśli jest nim jedynie prestiż, chęć wywyższenia się, to człowiek prędzej bądź później się wypali. Swojego celu powinno szukać się w fundamentach ludzkiego życia. Dla mnie tym fundamentem jest zdrowie moje i moich bliskich. Nigdy nie wiadomo, czy pechowym zrządzeniem losu, ktoś z Twojej rodziny nie padnie ofiarą jakiejś ciężkiej choroby, wypadku komunikacyjnego etc. To własnie w tym momencie pieniądze MUSZĄ BYĆ. Jeśli je masz, możesz działać szybko i skutecznie np. organizując choremu bardzo drogą operacje/terapie za granicą.
A jeśli chodzi o sprawę organizacji pracy, to zawsze przypomina mi się pewien dowcip:
- Wiesz jaki jest najbardziej zapracowany dzień w życiu człowieka?
- Jutro!
Ja rozpoczynając studia nie zastanawiałem się zupełnie co przyniesie jutro, na 2 roku zacząłem interesować się GPW, przy okazji oszczędzać, planować itp, by coraz bardziej zagłębiając się w tematykę inwestycyjną znowu zrozumieć, że żyję się tylko raz nie ma co sobie odmawiać przyjemności (oczywiście z głową:))
Moim zdaniem złoty środek jest wyjściem optymalnym, trzeba umieć pogodzić oba podejścia równocześnie tak aby zarówno cieszyć się życiem jak i mieć choć trochę stabilnego gruntu pod nogami, skrajności nigdy nie są dobre na dłuższą metę
Polecam film "W pogoni za szczęściem" główny bohater bez wątpienia jest przedstawicielem osób "carpe diem"
Zgadzam się w pełni z Anonimowym z 15:55, dlatego staram się wybrać najlepsze rzeczy z każdego podejścia do sprawy i znaleźć złoty środek. Niestety żeby osiągnąć prawdziwy balans potrzeba dużo pracy i szczęścia, ale trzeba próbować :)
Zawsze trzeba łapać dzień, jednocześnie myśląc o przyszłości. Nie wydaje mi się żeby się nie dało jednego i drugiego naraz. Życie się ma jedno dlatego i dziś i za tydzień i za rok trzeba z niego korzystać. Ale żeby móc korzystać za rok trzeba myśleć o tym co będzie za rok.
Bardzo fajną klasyfikację ludzi wg ich stosunku do czasu stworzył Zimbardo. Wyróżnia 5 podstawowych skal (nazwy nie są dokładne, ale oddają sens):
* Przeszłościowa pozytywna
* Przeszłościowa negatywna
* Teraźniejsza hedonistyczna
* Teraźniejsza nihilistyczna
* Przyszłościowa
Optymalne podejście wg autora to skupienie na przyszłości, ze zdrową dawką teraźniejszego hedonizmu i pozytywnym zakorzenieniem w przeszłości.
A ja idealnie pasuje do opisu zbieracza. Przy czym jednocześnie praca póki co daleka jest od rutyny...
A ja lubię zjeść ciastko i je mieć :-)
Ale na taką sytuację trzeba najpierw w pocie czoła zapracować - "dorobić się". Niestety prawda jest taka, że jesteśmy ciągle społeczeństwem "na dorobku". Pogodzenie w miarę wygodnego życia (dom, samochód(y) i wszelkie inne pasywa) z możliwością odkładania na przyszłość (nie tylko "czarną godzinę") wymaga odpowiednich przychodów. Najważniejszy jest złoty środek - trzeba myśleć o przyszłości i cieszyć się życiem.
Ale to każdy musi sam sobie wykombinować...
A ja jestem chyba zbieracz, lubię mieć ciastko :) Myślę jednak, że typów ludzkich pod względem podejścia do posiadanych i zdobywanych ciastek w przeszłości, teraźniejszości i chomikowania ich na przyszłość, jest więcej. Jak już tutaj zauważył wyżej zinow@. Nie można tak po prostu powiedzieć, że są dwa typy, wszelkie ludzkie skale mają wiele odcieni szarości, a zachowań ekstremalnych, z dwóch końców podziałki jest najmniej.
W życiu trzeba być elastycznym-czasem zbieraczem, a czasem wariatem.
czytając tutejsze artykuły można powoli stworzyć przepis na sukces... i chcąc nie chcąc na życie!
Oby więcej takich!
Ja lubię zjeść ciastko albo mieć ciastko to zależy od okoliczności :)
Ja chyba należę do osoby, która zbiera na emeryturę, a przynajmniej na lepsze jutro. Ciekawe tylko jakie ono będzie - patrząc na giełdę to nie koniecznie kolorowe... albo właśnie dla ludzi który obecnie kupują akcję, jutro, które przyjdzie za 1,2,3 lata będzie piękne. Wszystko pójdzie o 200-300% do góry. Inwestując teraz systematycznie, lub jednorazowo za 3-4 lata jesteśmy zarobieni bardzo pięknie.
Co o tym myślicie?
Ja należę do osób ktore lubią i oszczędzać i mieć " przysłowiowe ciastko ", i to jest czasami mój wielki minus
Ciekawy temat Filonie. Ja jestem akurat z tych, co pracują nad własną samoświadomością i przez to otworzyły mi się nowe warianty. Moim zdaniem to od samo-świadmości zależy ile mamy pieniędzy, jakie mamy możliwości ich pozyskiwania i kosztem jakiego czasu.
Dodatkowo przypuszczam (oczywiście to jedynie moje subiektywne odczucie!), że każda osoba ma swój próg "komfortowego bogactwa". Oczywiście nie jest to stała wartość w czasie, ale również nie często się zmienia. Jak zostanie osiągnięta, czujemy się dobrze i komfortowo na tyle, że znacząco "hamuje" potrzeba dalszego bogacenia się (choć może nadal nie być nas stać na wiele rzeczy, których pragniemy). Budzi się też świadomość, że większe pieniądze to również większe wydatki, trudniejsze decyzje i rosnący ciężar emocjonalny (np. strach przed porwaniem dla okupu). Gdy dojdzie się do tego momentu, w każdym z wymienionych stanowisk, zmienia się zupełnie optyka :)
W naszych głowach zamknięte są nasze wszystkie możliwości. Otaczają nas odpowiedzi na wszystkie pytania. Trzeba tylko przebić się przez filtr własnych wyobrażeń, bo wszystko już podane jest na tacy, tylko nie potrafimy jej zobaczyć :)
Rzeczywistość (na szczęście) nie jest tak prosta jak przedstawiona we wpisie, czy 5 typach Zimbardo. Na poziomie normalnej egzystencji, gdy człowiek utożsamia się ze swoim ciałem i umysłem - owszem. Ludzie oszczędzający są skupieni na przyszłości, ludzie, którzy żyją chwilą są w teraźniejszości. Pierwsi żyją (a raczaj śpią) głównie w umyśle, drugimi sterują zachcianki, emocje, potrzeby ciała. A skąd się biorą te impulsy? Są również generowane przez umysł.
Zatem jedni i drudzy żyją w tym samym schemacie, tyle że pierwszymi sterują impulsy generowane przez wymyślane scenariusze, a drugimi impulsy z ciała.
Mistycy żyją na innym poziomie - POZA tymi kategoriami. Żyją w wiecznej teraźniejszości, gdyż tylko ona jest. Przeszłość i przyszłość istnieją tylko jako myśl. Nazywa się to stanem przebudzenia lub oświecenia, ale nazwa nie ma znaczenia. Objawia się ten stan akceptacją tego co JEST, nie opieraniem się światu, brakiem identyfikacji z tym wszystkim, czym dotychczas wierzyliśmy, że jesteśmy.
Żyjąc w tym stanie można czerpać z każdej formy aktywności umysłu. Choć człowiek przestaje się z nim utożsamiać (nie jestem umysłem, ani ciałem), używa go jako narzędzia. Umysł i ciało służą doświadczaniu fizyczności przez Istnienie. Bez nich nie ma życia w świecie.
Można wymyśleć siebie na nowo, choć wiemy, że to tylko przejściowa, ulotna forma. Można osiągać wielkie ziemskie cele, jak i cieszyć się prostym życiem, wiedząc, że życie to jedna niekończąca się chwila. Nie będąc przywiązanym do "swoich" sukcesów czy majątku, łatwo zaakceptować fakt, że obrócą się w pył.
Po co się identyfikować z podejściem do życia? Po co sobie budować fałszywą tożsamość "jestem zbieraczem" czy "chwytam dzień"? Wybudzajmy się, a osiągniemy spełnienie niezależnie od sytuacji zewnętrznej.
Pozdrawiam :)
Zgadzam się z 7marcus1:
Ale na taką sytuację trzeba najpierw w pocie czoła zapracować - "dorobić się".
Na początku inwestowałem, swój czas i pieniądze, w siebie. Uczyłem się, czytałem, byłem coraz lepszy w tym co robię. Obecnie pracodawca docenia mnie na tyle, że nie mam problemu, czy zjeść ciastko czy mieć. Kasy mi wystarcza na dwa ciastka. Mogę żyć codziennie tym co lubie i odkładać na przyszłość.
Najlepiej jest zjeść pół ciastka, a drugie pół zostawić na później. Znaleźć złoty środek, tego szuka większość osób. Gdyż tak jak piszesz, prawie nikogo nie można zaszufladkować tylko do jednej z tych grup.
Gdzies wyczytalem, ze ludzie bogaci sadza, ze mozna zjesc ciastko i miec ciastko. Caly czas nad tym mysle i nie moge sobie tego przelozyc na konkretna rzeczywistosc. Moze dlatego, ze nie jestem bogaty?
Byc moze nie chodzi tutaj o to czy jest realne miec ciastko i zjesc ciastko tylko o sam sposob myslenia? Oczekiwania od zycia tego co dla innych jest nierealne, bo inni wybieraja zawartosc jednej szufladki a bogaty chce wszystkie, a poniewaz mysli sie materializuja....
Ja też sądzę, że jak zwykle najlepiej jest znaleźć jakiś złoty środek. W większości przypadków jest to możliwe.
Największym wrogiem jest tutaj przesadny konsumpcjonizm. Dlatego ja przed każdym zakupem, szczególnie większym, staram się odpowiedzieć sobie na pytanie - czy jest mi to naprawdę potrzebne, czy też jest to tylko zwykła pokusa "posiadania" czegoś.
Dla mnie najlepsze rozwiązanie to zapracować na dwa ciastka; jedno zjeść a jedno mieć ;)
to normalni są najgroźniejsi
Ja powoli przechodzę od posiadania ciastka, do zjadania małego kawałka.
Na dziś postanowiłem zainwestować:
- zamiast w rynki kapitałowe, w ograniczanie kosztów. Można zrobić wiele - założyć gaz w samochodzie, zmienić system ogrzewania mieszkania przed zimą, przesiąść się z auta do autobusu i zamiast wkurzać się na korki to poczytać dobrą książkę.
Oraz przy słabiutkiej złotówce
- kupić to do czego się przymierzałeś zanim podrożeje. Ja przymierzam się do motocykla. Ma być tani i dać sporo frajdy - czyli zjadam mniej niż pół ciastka.
Prześlij komentarz