Nieco ponad rok temu analizowaliśmy spadające zainteresowanie akcjami wśród inwestorów indywidualnych. Doszliśmy wtedy do wniosku, że niechęć drobnych inwestorów do inwestowania dość dobrze koreluje z dobrymi momentami do zakupu akcji. Dziś sprawdzimy jak przez ostatni rok zmieniło się nastawienie inwestorów indywidualnych i co z tego wynika.
Na początek przyjrzyjmy się jak na GPW zmieniały się średnie obroty półroczne generowane przez inwestorów indywidualnych przypadające na jedną spółkę:
Ogromny pik w okolicach lat 2006-07 przypomina nam o hossie, w trakcie której niemal każdy chciał być inwestorem, a zamiast reklam leków w TV nagminnie leciały te dotyczące inwestowania. Co ciekawe I półrocze 2016 r. było najgorszym pod względem obrotów na spółkę od początku danych (2002 r.). Potwierdza to tezę, że przez ostatnie kilka lat coraz więcej odpuszcza sobie inwestowanie na GPW.
Ten sam trend widzimy na liczbie aktywnych rachunków akcyjnych:
W I półroczy 2016 r. było ich mniej niż w jakimkolwiek innym półroczu w ciągu ostatnich 12 lat. Najnowszy odczyt jest nieco lepszy, co może zwiastować powrót inwestorów (zachęconych ostatnimi wzrostami głównych indeksów), ale na obecny moment zainteresowanie statystycznego Kowalskiego inwestowaniem w akcje wciąż jest ekstremalnie niskie.
Co ciekawe takiego same trendu nie zobaczymy na obrotach dużych inwestorów (zagranica + instytucjonalni).
Wykres średnich półrocznych obrotów przypadających na 1 spółkę na GPW generowanych przez inwestorów zagranicznych i instytucjonalnych od 8 lat pozostaje w stabilnym trendzie bocznym w okolicach 350 - 400 mln zł. Oznacza to, że instytucje i inwestorzy zagraniczni nie zmieniają swojego nastawienia do naszego rynku od co najmniej 8 lat.
Co to oznacza?
Na podstawie poprzedniego artykułu z tej serii, możemy powiedzieć, że obecny moment jest dobrym do długoterminowego zakupu akcji, gdyż "ulica" jest ekstremalnie negatywnie nastawiona do inwestowania.
Co ważne, negatywne nastawienie nie znajduje poparcia w fundamentach spółek. Widać to bardzo ładnie na wskaźniku mierzącym jaki procent spółek na rynku wypłaciło w ciągu ostatniego roku dywidendę przekraczającą 5% wartości akcji.
Poza standardową 3,5 letnią cyklicznością, wskaźnik ten jest w długoterminowym trendzie wzrostowym. Z każdym pełnym cyklem hossa-bessa ustanawia coraz wyższe maksima. Jeszcze 10 lat temu tylko ok. 2% - 9% spółek miało stopę dywidendy większą niż 5%. Obecnie wartość ta oscyluje pomiędzy 10% - 17%.
Zjawisko to można interpretować tak, że spółki cały czas robią swoje tak jak robiły zawsze (generują zyski), jednak inwestorzy są nimi coraz mniej zainteresowani przez co stopa dywidendy rośnie. Zainteresowanie zagranicy i instytucji naszą giełdą nie spada, ale te podmioty są przede wszystkim zainteresowane największymi spółkami. W mniejsze nie są w stanie zainwestować dużych kwot bez sporego wpływu na kurs, przez co wiele z nich pozostaje poza ich zasięgiem. To właśnie wśród mniejszych spółek stopy dywidendy rozkręcają się coraz bardziej. Dobrym przykładem tego zjawiska jest Śnieżka (SKA), której tabela dywidend za ostatnie 14 lat wygląda następująco:
Jeszcze 10 lat temu standardem dla tej spółki była stopa dywidendy w okolicach 1% - 2%. Kilka lat później wartość ta zaczęła oscylować wokół 4%. Obecnie utrzymuje się w okolicach 5%. Przy zainteresowaniu ze strony drobnych inwestorów jakim cieszyła się giełda w okolicach 2006-07 r. taka dywidenda szybko zostałaby dostrzeżona przez łowców okazji, a kurs spółki poszedłby w górę, co w konsekwencji obniżyłoby stopę dywidendy to standardowych poziomów.
Masowy wysyp spółek z wysoką i bardzo wysoką dywidendą (obecnie aż 15% spółek z rynku ma stopę dywidendy ponad 5%) oznacza, że na GPW jest niewielu tego typu łowców.
Ta analiza sugeruje, że być może w obecnym czasie bardziej niż zwykle powinniśmy skłonić się w kierunku wybierania spółek dywidendowych. Jeśli drobni inwestorzy w końcu wrócą na GPW to nie będzie miało znaczenia czy spółka jest dywidendowa czy nie, ale jeśli obecny stan braku zainteresowania małymi spółkami będzie się przedłużał, to wiele nie-dywidendowych spółek może pozostać niedostrzeżonych (mimo, że na efektywnym rynku powinny być dostrzeżone). Z kolei dla spółek płacących dywidendę, brak bycia dostrzeżonym oznacza tylko dalszy wzrost stopy dywidendy (zyski rosną, a cena spółki stoi w miejscu). Ta dywidenda realni zasila nasze konto, więc brak inwestorów, którzy mogliby tchnąć w rynek nieco efektywności zupełnie nam nie przeszkadza.
Warto zauważyć też, że obecny stan jest nie do utrzymania na dłuższą metę, gdyż skoro dywidendy wypłacane przez spółki od wielu lat statystycznie rosną (spółki mają zyski), to przy braku dynamicznych wzrostów kursów z czasem standardem stałyby się stopy dywidendy rzędu np. 10%; 15% itd. Im średnia stopa dywidendy na rynku będzie większa, tym coraz więcej osób zacznie zauważać, że niechęć mogła być nieuzasadniona, a trend zainteresowania rynkiem ruszy w drugą stroną.
Co warto zapamiętać z tego artykułu?
"... w obecnym czasie bardziej niż zwykle powinniśmy skłonić się w kierunku wybierania spółek dywidendowych ...". Stanowią one idealną ochronę przez nieefektywnością rynku, gdyż kwota jaką wypłacają co roku do naszego portfela nie zależy od nastrojów inwestorów giełdowych.
Jeśli wpis Ci się podoba zapisz się na newsleter, aby nie przegapić nowych artykułów: | Zapisz się |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz