poniedziałek, 4 stycznia 2016

Prognoza giełdowa na 2016 r.


Wyobraźmy sobie przedsiębiorcę z Polski, który chce zlecić zagranicznej firmie obsługę księgowości. Ma on do wyboru tylko dwie firmy. Pierwsza działa w kraju A. Druga w kraju B. Kraj B różni się od kraju A, tym, że wszystkie ceny są tam dwukrotnie wyższe. I tak np.:
  • Bułka, która w kraju A kosztuje 1 zł, w kraju B będzie kosztować 2 zł.
     
  • Strzyżenie u fryzjera w kraju A kosztuje 20 zł, a w kraju B 40 zł.
Nasz przedsiębiorca szybko odkrywa, że oznacza to również, że obsługa księgowa jego firmy, w kraju A będzie dwukrotnie tańsza niż w kraju B. W związku z tym wybiera współpracę z firmą z kraju A.

Pierwszym skutkiem jego decyzji jest to, że firma z kraju A dostała dodatkowe zlecenie co przekłada się na wzrost gospodarczy tego kraju (rośnie PKB).

Drugim skutkiem jego decyzji jest to, że teraz co miesiąc nasz przedsiębiorca musi wziąć swoje złotówki i wymienić je w kantorze na walutę kraju A, aby móc zapłacić za obsługę księgowości. Oznacza to, że wzrasta popyt na walutę kraju A, a więc ta drożeje (staje się silniejsza na tle innych walut).

Dziś to właśnie ten drugi skutek będzie nas bardziej interesował. Okazuje się bowiem, że gdy waluta danego kraju drożeje, to patrząc z zagranicy wszystko w tym kraju drożeje. Teraz dla inwestora z Polski bułka będzie kosztować już np. 1,1 zł, a strzyżenie np. 22 zł.

Wyobraźmy sobie teraz, że coraz więcej przedsiębiorców z Polski zauważa, że warto współpracować z firmami z kraju A, bo ich usługi są relatywnie tanie. Oznacza to, że coraz więcej osób będzie co miesiąc musiało wymieniać złotówki na walutę kraju A, aby się rozliczyć. To sprawi, że popyt na walutę kraju A wzrośnie jeszcze bardziej, a więc ta znów podrożeje.

W pewnym momencie może się okazać, że na tyle dużo osób zaczęło korzystać z usług kraju A, że w przeliczeniu na złotówki bułka kosztuje tam już 2,5 zł, a strzyżenie 50 zł.

Wtedy część przedsiębiorców stwierdzi, że tak właściwie to teraz już lepiej byłoby im współpracować z firmami z kraju B, bo tam jest taniej, i to właśnie tam przeniosą swoje zlecenia. W wyniku tego: 
  • PKB kraju A nieco spadnie (bo kraj A właśnie stracił zlecenie)
     
  • Waluta kraju A nieco osłabnie, bo nieco mniej osób, będzie musiało kupować ją, aby się rozliczać.
Oczywiście część przedsiębiorców nie przerzuci się od razu na kraj B, bo np. jeśli współpraca oznacza wybudowanie fabryki, to koszty przeniesienia mogą być na tyle duże, że różnica w wycenie walut nie da wystarczających oszczędności, aby je skompensować.

Cała ta historia pokazuje, że kurs waluty danego kraju powinien być cykliczny. Jeśli waluta kraju jest słaba, to dużo przedsiębiorców zagranicznych powinno chcieć współpracować z firmami z tego kraju, bo ich usługi będą tanie. Coraz większy napływ inwestorów zagranicznych spowoduje wzrost PKB i umocnienie się waluty. W pewnym momencie waluta będzie na tyle silna, że inwestorzy zagraniczni zaczną szukać innych krajów z tanią walutą, a wpłynie też na spadek PKB.

Oznacza to, że w teorii:
  • Waluka kraju takiego jak Polska powinna przeżywać cykliczne okresy wzmocnień i osłabnięć.
     
  • Okres tej cykliczności powinien być zsynchronizowany z cyklicznością PKB (a więc również z cyklicznością giełdy).
Skoro tak to można by się pokusić o próbę przewidywania kiedy na naszej giełdzie będzie hossa, na podstawie tego jak zachowuje się kurs złotówki na tle innych walut.

Mówiąc dokładniej, gdy złotówka coraz mocniej słabnie (inwestorzy zagraniczni wycofują się z Polski) powinno to zbliżać nas do momentu, w którym warto zainwestować w akcje, gdyż w niedługim czasie nowi inwestorzy zagraniczni zauważą, że u nas wszystko jest tanie.

Tyle teorii. Czas na praktykę.
Oto wykres pokazujący, jak kurs złotówki zmieniał się w stosunku do innych walut.


Można go interpretować tak, że im czerwona linia jest wyżej, tym więcej inwestorów zagranicznych chciało robić interesy z Polakami. I tak np. w latach 1995 - 1998 r. praktycznie nikt nie chciał nam nic zlecać z zagranicy. Natomiast pomiędzy 2005 i 2008 r. mieliśmy spore zainteresowanie.

Aby sprawdzić naszą dzisiejszą teorię, zaznaczyłem na wykresie momenty, gdy złotówka traciła do innych walut co najmniej 3% w ciągu roku.


Okazuje się, że takich momentów mieliśmy dotychczas 6 w ciągu ostatnich 20 lat. W tym ostatni w czerwcu 2015 r. Oto jak w 2 lata po takiej niechęci inwestorów zagranicznych do naszego rynku zachowywała się nasza giełda:



Czarna pogrubiona linia to przebieg obecnej ścieżki. Okazuje się, że we wszystkich 5 przypadkach w 2 lata po sygnale, nasza giełda była wyżej niż w momencie tworzenia sygnału. Odnosząc to do obecnej sytuacji. Jeśli obecna ścieżka miałaby zachować się tak jak 5 poprzednich, to w najgorszym wypadku za 1,5 roku (lipiec 2017) giełda miałaby się znaleźć co najmniej 20% wyżej niż obecnie. W średnim scenariuszu półtora-roczny zysk miałby wynieść nieco ponad 50%.

Zgodność historycznych ścieżek potwierdza jednocześnie nasz wcześniejszy wstęp teoretyczny, mówiący o tym, że wycena waluty danego kraju porusza się w takich samych cyklach co PKB i giełda.

Sprawdźmy jeszcze odwrotny sygnał, a więc to czy szukając momentów dużego zainteresowania ,zagranicznych inwestorów, Polską, uda nam się przewidzieć nadejście bessy?

Na poniższym wykresie zaznaczyłem sygnał odwrotny do poprzedniego, a więc taki, gdzie nasza waluta wzmacnia się w ciągu roku o co najmniej 3% w stosunku do koszyka walut.


Okazuje się, że taki sygnał wygenerowany został tylko 4 razy w 20 letniej historii. Oto dalszy przebieg naszej giełdy po takim ostrzeżeniu:



3 z 4 sygnałów pozwoliły uniknąć bolesnych spadków z 2002 r. 2008 r. i 2011 r. Czwarty sygnał także poprawnie wskazał niemal idealnie w szczyt hossy, choć bessa, która po nim nadeszła była najmniejszą w naszej historii i skończyła się już po kilku miesiącach.

Oznacza to, że wzmocnienie złotówki w stosunku do innych walut o co najmniej 3% w ciągu roku można uznać za sygnał ostrzegawczy przed spadkami.

Warto tu zauważyć, że taki sygnał nie pojawia się w każdym cyklu. Alarm nie został aktywowany w czasie ostatniej mini-bessy z 2014 r. ani tej znacznie większej w 1998 r. Oznacza to, że nie ma przeszkód aby bessa pojawiła się bez dynamicznego umacniania waluty, ale gdy już takie umacnianie widzimy, to z bardzo dużym prawdopodobieństwem należy zapinać pasy.

Dzisiejszy wskaźnik jest na tyle wartościowy, że dodajemy go do makrosfery i tam będziemy śledzić dalej. Można go znaleźć pod nazwą: PLN Index

Jeśli wpis Ci się podoba zapisz się na newsleter, aby nie przegapić nowych artykułów:

Brak komentarzy:

Jeśli po dodaniu Twój komentarz jest niewidoczny, upewnij się czy Twoja przeglądarka ma włączoną opcję obsługi ciasteczek (cookies).

Prześlij komentarz