poniedziałek, 22 sierpnia 2016

4 sposoby na zaniżanie bezrobocia


Bezrobocie jest jednym z najpopularniejszych wskaźników makroekonomicznych. Niemal każdy intuicyjnie czuje, że niskie bezrobocie oznacza, że dany kraj radzi sobie dobrze, a wysokie bezrobocie, że coś jest nie tak.

Łatwo znaleźć potwierdzenia takiego myślenia porównując np. stopę bezrobocia w bankrutującej Grecji (niebieska linia) z tą samą stopą dla dobrze prosperujących Niemiec (czarna linia).



W Grecji aż 23% populacji jest bez pracy. W Niemczech tylko 4%.

Nawet rządy bardzo uważnie śledzą ten wskaźnik, gdyż jest on utożsamiany z rosnącą siłą nabywczą całej gospodarki. Stopa bezrobocia jest zaraz po inflacji najważniejszym kryterium przy ustalaniu wysokości stóp procentowych.

Co w tym złego? Razem z tytułem najpopularniejszego wskaźnika, stopa bezrobocia jest jednocześnie najłatwiejszym do zmanipulowania wskaźnikiem. W skrócie jest złym wskaźnikiem i nie powinna być brana na poważnie. Żeby zrozumieć dlaczego, przyjrzyjmy się jak liczona jest stopa bezrobocia:


Stopa bezrobocia to stosunek liczby osób, które nie mają pracy i jej szukają do wszystkich osób zdolnych do pracy.


Zniekształcenie nr. 1 - wyjechał żeby nie być bezrobotnym
Pierwszym sposobem na manipulację, jest modyfikacja licznika czyli liczby osób, które nie mają pracy i jej szukają.

Oznacza to, że jeśli w kraju jest tak sobie i ludzie wyjeżdżają na emigrację zarobkową, to znikają ze statystyk osób bezrobotnych. Jeśli np. w danym kraju było 1000 osób zdolnych do pracy z czego 100 nie miało pracy, to stopa bezrobocia wynosiła 10%. Gdy te 100 osób stwierdzi, że żeby przeżyć musi wyjechać, bo na miejscu nie zarobi wystarczająco dużo, to nagle okazuje się, że stopa bezrobocia wynosi 0%, ale czy na pewno to poprawiło sytuację ekonomiczną kraju?

Idealnym przykładem zaniżania bezrobocia w ten sposób jest Polska. Poniższa tabelka GUSu pokazuje, że obecnie na emigracji przebywa 2,3 mln Polaków.


Obecnie zdolnych do pracy w Polsce jest ok. 22 mln osób. To oznacza, że niemal 10% naszej siły roboczej było na tyle niezadowolonych z możliwości pracy na miejscu, że wyjechało, przez co nie figurują w statystykach stopy bezrobocia.


Zniekształcenie nr. 2 - ludzie zbyt zmęczeni by szukać pracy
Drugim popularnym sposobem zaniżania góry ułamka jest informacja, że są to osoby, które szukają pracy. Oznacza to, że jeśli ktoś np. po 3 latach poszukiwań pracy ostatecznie sobie odpuścił, to nagle w statystykach wygląda to jak spadek bezrobocia. Znów jest to sytuacja, w której spadek bezrobocia nie jest równoważny z gospodarczą poprawą sytuacji w kraju. Tu idealnym przykładem jest obecna sytuacja w USA.

Oficjalne statystyki mierzące bezrobocie pokazują, że obecnie wynosi ono 4,9%, a więc jest bardzo niskie.


Porównując z wartościami historycznymi także widzimy, że jest ono poniżej wieloletniej średniej, która wynosi ok. 6%. Wygląda to dobrze. Jeśli jednak spojrzymy na nieco inną statystykę dotyczącą bezrobotnych, która mierzy jaki procent ludności USA aktualnie pracuje, okaże się, że sytuacja jest ciężka:


Obecnie w USA pracuje 59,7% populacji. Od 2010 roku sytuacja powoli się poprawia ale wciąż daleko jej do tej z przed kryzysu w 2008 r., przed którym pracowało ok. 63% amerykanów. Co więcej, o jeden kryzys wcześniej pracą zajmowało się aż niemal 65% amerykanów. Kryzysy (zaznaczone na wykresie jako szare obszary) od zawsze zmniejszały liczbę pracujących, ale kiedyś po każdym kryzysie w kolejnych latach liczba pracujących rosła na tyle szybko, że długoterminowy trend był rosnący. Od 2000 roku długoterminowy trend jest spadkowy.

Jak to możliwe, że mamy taką rozbieżność pomiędzy oficjalną stopą bezrobocia, która sugeruje, że w gospodarce dzieje się coraz lepiej, i nieco mniej popularną liczbą pracowników, która sugeruje, że coraz mniejszy odsetek amerykanów pracuje.

"Winne" są tu głównie właśnie osoby, które na tyle długo nie mogły znaleźć pracy, że zupełnie zrezygnowały z jej szukania. Takie osoby wypadają z oficjalnej statystyki stopy bezrobocia (bo nie są osobami aktywnie poszukującymi pracy) dzięki czemu może ona ładnie spadać. Jednocześnie nie zasilają one wskaźnika osób pracujących (bo nie mają pracy), więc on także regularnie spada.


Zniekształcenie nr. 3 - zamiana bezrobotnych w emerytów
Podobnie jak góra ułamka nie zawsze przekazuję pełną prawdę, tak samo dół jest w pewien sposób zniekształcany przez demografię. Obecnie żyjemy w czasach, w których niemal we wszystkich liczących się gospodarczo krajach liczba emerytów rośnie znacznie szybciej niż liczba młodych osób wchodzących w wiek produkcyjny. Oznacza to, że z roku na rok liczba osób zdolnych do pracy będzie spadać, co będzie zapewniać (i już zapewnia) zmniejszanie się bezrobocia liczonego standardową metodą. Oczywiście nietrudno zauważyć, że takie zmniejszanie bezrobocia nie ma żadnego związku z rozwojem gospodarczym świata, a wręcz ma związek z jego kurczeniem się.


Zniekształcenie nr. 4 - niepotrzebne miejsca pracy
Najbardziej podatna na realne manipulacje strefa. Rząd może np. zwiększyć zatrudnienie wśród urzędników, dzięki czemu bezrobocie bardzo szybko spadnie. Pytanie tylko czy ci urzędnicy będą wykonywać realną, dającą prawdziwy wzrost gospodarczy pracę.

Cała manipulacja może być jeszcze bardziej subtelna, gdy zamiast bezpośredniego zatrudniania urzędników, rząd może oferować tanie kredyty, dotacje itp. dla firm, aby te mogły zatrudniać dodatkowych ludzi. Sam wzrost zatrudnienia nie jest zły, ale znów pojawia się pytanie o motywację. Czy dana firma zatrudniła pracownika, bo miała nadmiar zleceń i nie dawała sobie z nimi rady (dobre zatrudnienie), czy też zatrudniła go tylko dlatego, że rząd oferował dotacje i dopłacał do pracownika (złe zatrudnienie)?

Jak sprawdzić czy pracownicy są zatrudniani na niepotrzebnych miejscach pracy? Idealnym wskaźnikiem jest tu produktywność, czyli w uproszczeniu stosunek całej pracy wytworzonej przez wszystkich pracowników w kraju do całkowitego zatrudnienia. 

Produktywność pokazuje ile realnej pracy wykonała jedna osoba w danym okresie czasu. Dzięki rozwojowi przemysłowemu, w długim terminie jedna osoba jest w stanie wykonać coraz więcej realnej pracy. Średnio każdego roku o 2% więcej niż rok wcześniej. Ten trend jest jednak bardzo nieregularny.


Na wykresie widzimy roczny wzrost produktywności w USA. Na czerwono zaznaczyłem okresy, gdy produktywność spadała lub rosła wolniej niż o 2% rocznie.

Od 1955 roku mieliśmy 8 takich okresów. (dziewiąty trwa obecnie). Te czerwone okresy oznaczają momenty, gdy liczba pracowników rosła zbyt szybko w stosunku do tego co byli w stanie wyprodukować. W skrócie były to momenty, gdy powstawało sporo niepotrzebnych miejsc pracy. Co było konsekwencją takiego lekkomyślnego zwiększania zatrudnienia?

Za każdym z 8 razy działo się to samo. Po pewnym czasie od spadku produktywności bezrobocie eksplodowało:


Dokładne zestawienie dat znajduje się w tabelce:


Widzimy z niej, że eksplozja bezrobocia następowała ze zwłoką do spadku produktywności. Co ciekawe kiedyś (pierwsze 4 przypadki z tabelki) ta zwłoka była znacznie mniejsza i spadek produktywności już po maksymalnie kilkunastu miesiącach przekładał się na masowe zwolnienia.

Nowsze 4 przykłady kazały na siebie czekać znacznie dłużej. Rekordzistą jest sytuacja z 1993 roku kiedy to na wybuch bezrobocia trzeba było czekać aż 7 lat.

Mimo to powiązanie pomiędzy spadkiem produktywności, a wybuchami bezrobocia jest w relacji jeden do jeden, więc jak dotąd każdy spadek produktywności prędzej czy później przekładał się na masowe zwolnienia.

W obecnej sytuacji USA już od końcówki 2011 roku są poniżej granicznej wartości produktywności, co świadczy o tym, że obecny spadek oficjalnego bezrobocia jest mocno powiązany z tworzeniem niepotrzebnych miejsc pracy. Co ważne, obecnie, od spadku produktywności w USA mija już 5 lat, co oznacza, że do rekordowo długiej zwłoki z 2000 roku brakuje już tylko dwóch lat. Można by się zastanawiać czy tym razem dzięki nadzwyczajnym środkom uda się przesunąć wybuch bezrobocia o nieco dłużej niż ostatnio, ale historia i tak nie daje możliwości, aby z obecnej sytuacji wyjść bez masowych zwolnień w USA.

Podsumowując:
  • Stopa bezrobocia nie jest dobrym wskaźnikiem obrazującym dobrobyt / rozwój społeczeństwa. Ujmując to nieco łagodniej, jest to wskaźnik, który do dobrej interpretacji wymaga równoczesnego spojrzenia na kilka innych wskaźników: produktywność, liczbę osób pracujących w stosunku do całej populacji, migracje.
  • Rządy wiedzą, że spadek wskaźnika mierzącego bezrobocie może być silnym narzędziem propagandowym i chętnie z tego korzystają, nawet jeśli nie przekłada się to na realną poprawę sytuacji w kraju.
Dodatkowym wnioskiem jest to, że USA mają obecnie ogromny problem z miejscami pracy. Oficjalne bezrobocie w Stanach spada, ale głównie dlatego, że:
  • ludzie rezygnują z szukania pracy przez co wypadają z oficjalnych statystyk.
     
  • tworzone są  niepotrzebne miejsca pracy, które będą istniały tylko do najbliższego kryzysu.

Jeśli wpis Ci się podoba zapisz się na newsleter, aby nie przegapić nowych artykułów:

Brak komentarzy:

Jeśli po dodaniu Twój komentarz jest niewidoczny, upewnij się czy Twoja przeglądarka ma włączoną opcję obsługi ciasteczek (cookies).

Prześlij komentarz