Strony

wtorek, 16 listopada 2021

Dolar będzie bezwartościowy najpóźniej za 27 lat

W 2016 r. (pięć lat temu) na tym blogu powstał artykuł zatytułowany: "Dolar będzie bezwartościowy najpóźniej za 33 lata". Jego motywem przewodnim było omówienie ryzyka jakie niesie za sobą coraz większe zadłużenie USA w kontekście tego, że kiedyś trzeba będzie podnieść stopy procentowe co przełoży się na olbrzymie obciążenie odsetkowe, które z powodzeniem może być punktem zapalnym dla globalnej bessy. Dziś wrócimy do tamtej analizy i sprawdzimy co zmieniło się przez ostatnie 5 lat.

Pierwsza grafika z tamtego wpisu pokazywała tempo wzrostu zadłużenia USA:

 Wykres kończył się w okolicy 19T $. Aktualny wykres zadłużenia dla USA:

W ciągu ostatnich 5 lat dług wzrósł do 27T $, co oznacza wzrost o 42%.

Z punktu widzenia relacji do PKB, dług USA wynosi obecnie niemal 130% PKB. To więcej niż w dotychczasowym maksimum z okresu II Wojny Światowej:

W momencie pisania tamtego artykułu byliśmy po jednej podwyżce stóp procentowych z historycznie niskich poziomów:

 
Obecnie wiemy, że tamten cykl podwyżek był kontynuowany, jednak ostatecznie w 2019 (jeszcze przed pandemią) obniżki powrócimy i przy późniejszym współudziale pandemii, stopy znów spadły do ekstremalnie niskich poziomów, na których pozostają obecnie:

 
Jako wzmocnienie efektu niemal zerowych stóp procentowych bank centralny USA (FED) od czasu wielkiej bessy z 2008 r. zaczął co jakiś czas skupować aktywa banków, aby zasilić je świeżą gotówką. W czasie pisania poprzedniego artykułu 2016 r. wydawało się, że seria skupów zakończyła się na dobre po 3 odcinkach QE:

W 2018 r. FED rozpoczął nawet próbę wycofywania się z wcześniejszych skupów dzięki czemu powyższy wykres zaczął spadać. Z jednej strony dawało to nadzieję na normalizację polityki pieniężnej (powrót do relatywnie wysokich stóp procentowych + pozbycie się skupionych wcześniej warunkowo aktywów), z drugiej ruchy te można wiązać z nadejściem bessy w krajach takich jak Polska właśnie w 2018 r.

Tak czy inaczej, próba normalizacji zakończyła się w sierpniu 2019 r. (jeszcze przed pandemią), kiedy to bilans skupionych aktywów znów zaczął rosnąć. Później przyszedł ogromny pakiet pomocowy jako bezpośredni skutek pandemii (oznaczony jako QE4), który tak naprawdę nigdy się nie zakończył, gdyż od tamtego czasu bilans wciąż rośnie w niewidzianym wcześniej tempie (QE4+).

Obecnie są plany spowalniania tego wzrostu bilansu. Na ile się to uda? Czas pokaże. Jednocześnie nie ma rychłych planów na podnoszenie stóp procentowych w USA.

Jest to sytuacja o tyle niestandardowa, że inflacja w USA właśnie przebiła poziom +6% r/r.


Oznacza to, że obecnie inflacja w USA jest najwyższa od 30 lat! Ostatnio tak wysoki poziom notowano w okolicy 1990 r. Wtedy walczono z nią wyraźnie wysokimi stopami procentowymi dochodzącymi do 10%. Nieco niższy ale także wysoki poziom inflacji w USA notowano w połowie 2008 r. jednak wtedy podwyżki stóp nie były potrzebne gdyż kryzys, który nadszedł skutecznie zdusił gospodarkę i inflację.

Dlaczego pomimo wyraźnie wysokiej inflacji FED nie planuje podnosić stóp procentowych?

Poglądy w tej sprawie można podzielić na dwa obozy. Jeden widzi obecną inflację jako "przejściową", jako skutek jednorazowych wydarzeń, które raz wpłynął na ceny i już dalej nie będą tego robić, przez co inflacja będzie wysoka przez kilka miesięcy, ale później sama spadnie, w związku z czym reagowanie na nią podnoszeniem stóp byłoby przesadą, gdyż te podniesione stopy później wpływałyby negatywnie na rozwój gospodarczy.

Drugi pogląd, to ten przedstawiony 5 lat temu na tym blogu, mówiący o tym, że USA będzie robić wszystko aby nie podnieść stóp procentowych na dłuższą metę, gdyż to znacząco zwiększyłoby koszt obsługi krajowego długu. Jak bardzo?

Oto wykres z tamtego wpisu:

dane dla dat po 2016 r. są szacunkowe, jednak wykres ten pozostaje aktualny, gdyż obecnie USA przeznacza nieco ponad 10% przychodów na zapłatę odsetek od długu, a wiec tyle co przeciętna wartość w okresie z wykresu. Taki stan utrzymuje się przy oprocentowaniu amerykańskich 10 letnich obligacji na poziomie ok. 1,5% (przeciętna wartość z ostatnich 10 lat). Gdyby oprocentowanie to miało na kolejne 10 lat podskoczyć do np. 4,5% oznaczałoby to konieczność przeznaczania ok. 30% przychodów rządu USA na obsługę zadłużenia, to z kolei oznaczałoby konieczność jeszcze szybszego zadłużania, ale już nie za pół-darmo jak obecnie.

Na rządowej stronie Biura Usług Budżetowych widnieje raport z tą wymowną grafiką...

... która pokazuje, że bez znaczącej zmiany polityki, przyszłe wydatki na obsługę długu USA zaczną być nie do powstrzymania.

Właśnie dlatego najprawdopodobniej rząd będzie mocno zabiegał o to, aby stopy procentowe pozostały niskie.

Jednocześnie jeśli inflacja nie okaże się przejściowa i zostanie na dłużej, a dodatkowo będzie rozkręcana poczuciem, że nie można jej kontrolować, USA mogą mieć coraz większy problem ze znajdowaniem kupców na swoje obligacje. Kto chciałby inwestować w papiery, które oferują zysk +1,5% rocznie, gdy jednocześnie inflacja w danym kraju zjadałaby np. 10% wartości pieniądza rocznie? Nagle dla wielkich kupców inwestycja chociażby w złoto mogłaby wydać się znacznie bardziej interesująca niż w amerykańskie obligacje.

Podsumowując, USA podobnie jak w 2016 r. wciąż balansuje pomiędzy koniecznością utrzymania niskich stóp procentowych, aby odsetki od długu nie bolały zbyt mocno i chęcią utrzymania niskiej inflacji, aby realna gospodarka nie odczuwała jej negatywnych skutków. To co odróżnia obecną sytuację od tamtej, to o +40% większy rozmiar zadłużenia USA i fakt, że wtedy nadejście wysokiej inflacji było tylko potencjalnym ryzykiem, które od lat się nie materializowało, a obecnie jest już zmaterializowanym faktem.

Jak USA wybrnie z tych tarapatów? Tego nie wie nikt, a historia sugeruje, że na dłuższą metę - nie wybrnie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz