Standardowy "mały" cykl giełdowy trwa ok. 3,5 r. W tym czasie ma miejsce jedna hossa i jedna bessa. Hossa zajmuje 2/3 całego cyklu, a bessa 1/3. To oczywiście pewien uśredniony i wyidealizowany schemat, który rzeczywistość lubi weryfikować i zniekształcać, ale jest on wystarczająco stabilny, aby pomóc w określaniu tego na ile mocno powinniśmy w danym okresie być zainteresowani rynkiem akcji. Cykliczność, o której piszę dobrze widać np. tutaj:
Czerwona linia to wskaźnik "Growing Countries" z makrosfery. Niebieska to sWIG80. Czarne pionowe linie oznaczają miejsca, w których wskaźnik tworzył wyraźny szczyt. Wykres obejmuje ok. 25 lat w trakcie, których wskaźnik 7 razy tworzył szczyt, co oznacza, że średnio robił to właśnie co ok. 3,5 roku.
Ta regularność w przeszłości pozwalała nam szacować kiedy orientacyjnie powinna rozpocząć się / zakończyć kolejna hossa / bessa. Problem z wiarygodną analizą powstaje, gdy giełda zostanie wybita ze swojego rytmu, przez jednorazowe, wystarczająco mocne wydarzenie. W naszej aktualnej sytuacji, takim wydarzeniem były światowe zamrożenia gospodarek związane z wirusem. To jaki efekt na zaburzenie standardowej cykliczności miały, dobrze widać na niefiltrowanych danych Growing Countires:
Zaznaczony elipsą obszar pokazuje, że w drugiej połowie 2019r. zgodnie ze standardową cyklicznością rozkręcała się hossa. Jej nadejście potwierdzały też analizy oparte na innych wskaźnikach:
- W grudniu 2019 r. na podstawie BDI pisałem: "Po 1,5 roku od synchronizacji najgorszy wynik indeksy wynosił +5%, a
najlepszy +85%. Oznacza to, że BDI po raz kolejny prognozuje, że za
nieco ponad rok sWIG80 będzie wyżej niż obecnie."
- Podobny wydźwięk płynął z tego artykułu (także, ze grudnia 2019 r.), który zauważał, że małe spółki był wtedy dużo silniejsze niż duże: "w przeszłości okresy gdy małe spółki wyraźnie górowały nad dużymi były statystycznie dobrym momentem do zainteresowania się giełdą"
W tym momencie cykl został przerwany przez pozagiełdowe wyraźnie negatywne czynniki związane z wirusem. Obecnie kurz po tym wydarzeniu opada i świat giełdowy wraca do normy. Pytanie jednak, w którym miejscu cyklu wypłyniemy? Czy hossa, która miała trwać, gdyby wirus się nie pojawił została przez niego skasowana? Czy może bardziej, wirusa można potraktować jak pogłębienie dołka bessy i przygotowanie pod nową hossę, która będzie musiała być silniejsza niż przeciętna, aby przywrócić cykl do normy?
Nie znamy odpowiedzi na to pytanie, a jedyna przesłanka płynąca z podobieństwa naszego dzisiejszego wskaźnika do przeszłości to analogia do roku 2002/03:
Growing Countries jest wskaźnikiem generującym bardzo mało szumów, jednak w okolicy 2002/03 r. powstał "niepełny szczyt", który można by przyrównać do obecnego (choć obecny jest jeszcze niższy). Wtedy takie zachowanie wskaźnika oznaczało przedłużenie bessy aż o rok, po którym przyszła ponadprzeciętnie dynamiczna hossa, która spowodowała "nadgonienie" cyklu i jego ponowną synchronizację.
Jest to jakaś przesłanka, ale to zdecydowanie zbyt mało, aby zakładać, że tym razem historia się powtórzy (tym bardziej, że był to okres w którym Polska zbliżała się do wejścia do Unii Europejskiej w 2004 r., co było dodatkową pro-wzrostową stymulacją, której obecnie na horyzoncie nie mamy).
Za kilka miesięcy, może rok będziemy już w stanie powiedzieć, w którym miejscu wypłynęliśmy na powierzchnię i w jaki sposób GPW ponownie się zsynchronizowała ze swoim standardowym cyklem, tymczasem jestem ciekaw waszego zdania na ten temat. Jak myślicie:
- Czy ta dodatkowo mini-bessa wirusowa sprawi, że kolejna hossa nadejdzie później? wcześniej? Będzie silniejsza? słabsza? W jaki sposób zsynchronizujemy się z cyklem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz