Jeśli interesujesz się inwestowaniem już jakiś czas to najprawdopodobniej prowadzisz swój własny portfel inwestycyjny. "Portfel" brzmi szumnie, ale chodzi po prostu o spis transakcji robiony po to, abyś po pewnym czasie mógł zweryfikować skuteczność swoich pomysłów inwestycyjnych. Jako, że nasza pamięć jest zawodna i lubi zapominać o porażkach, to dzięki takiemu spisowi transakcji łatwiej jest później analizować błędy i wyciągać wnioski na przyszłość. Wszystko super. Problem pojawia się dopiero w momencie, gdy uznajemy, że wyniki naszego portfela są zadowalające i chcielibyśmy zacząć wykorzystywać nasze pomysły na realnym rachunku maklerskim.
Problem wynika z tego, że nie ma prostego sposobu na oszacowanie o ile nasz wynik na realnym rynku będzie gorszy od tego wirtualnego.
Zacznijmy od tego dlaczego wynik w "realu" miałby być gorszy od wirtualnego?
W wirtualnym portfelu widzisz spółkę XXX, która Ci się podoba i kosztuje 50 zł za akcję więc zapisujesz: Kupno XXX po 50 zł. Gdybyś chciał takiej samej transakcji dokonać na realnym rachunku to musiałbyś doliczyć trzy podstawowe koszty:
- prowizję maklerską
- koszty spreadu
- koszty zwłoki czasowej (np. decyzję o kupnie podjąłeś w piątek już po sesji, a więc realnego kupna możesz dokonać najwcześniej w poniedziałek rano. Jeśli w weekend wydarzyło się coś szczególnego, może się okazać, że cena na poniedziałkowym otwarciu będzie znacznie różniła się od ceny z piątkowego zamknięcia).
- jest jeszcze podatek od zysków, ale nie jest on bezpośrednio powiązany z pojedynczą transakcją, a transakcje stratne zmniejszają go także na razie go pominiemy.
Teoretycznie 3 kropka mogłaby działać na naszą korzyść, gdyż cena w poniedziałek może być niższa niż w momencie podejmowania decyzji w piątek, ale strategie, które zarabiają najwięcej kupują spółki gdy te rosną i sprzedają, gdy te spadają, a więc niemal zawsze przesunięcie czasowe będzie działało na naszą niekorzyść.
W związku z tym inwestując realne pieniądze nasza strategia zawsze zarobi mniej niż w wersji wirtualnej.
Cały problem polega na tym o ile mniej? Jeśli zamiast 30% rocznie miałbym zarobić 25% rocznie, to nadal takie inwestowanie ma sens, ale jeśli zamiast 30% rocznie miałbym zarobić 5% rocznie, to już pojawiają się wątpliwości.
Intuicyjnie czujemy, że wszystkie 3 koszty, o których dziś rozmawiamy są bezpośrednio powiązane z liczbą dokonywanych transakcji.
- Prowizja maklerska jest stała i obecnie dla kupna sprzedaży wynosi 0,19%.
- Koszty spreadu zależą od obrotów na danej spółce (im mniejsza spółka tym większe koszty spreadu). Można je oszacować korzystając z tabelki w tym artykule.
- Koszty zwłoki czasowej zależą od trendu na spółce i tego czy w czasie zwłoki (np. w weekend) zdarzyło się coś szczególnego (np. spółka opublikowała wyniki znacznie odbiegające od oczekiwań).
Wyobraźmy sobie, że przez ostatnie kilkanaście miesięcy prowadziliśmy swój własny portfel w Excelu lub w ramach gry na fundamentalnej, a może znaleźliśmy czyjś zapis transakcji na jednym z forów internetowych. Chcemy sprawdzić o ile mniej dany system byłby w stanie zarobić na realnym rynku.
Teoretycznie każdą transakcję można by przeanalizować oddzielnie i sprawdzić jaka była by realna cena zakupu/sprzedaży danych akcji. Na początku tak robiłem, ale okazuje się jednak, że można to zrobić znacznie szybciej nie tracąc zbyt wiele z dokładności obliczeń. Otóż przeanalizowałem kilkanaście dobrych strategii inwestycyjnych (w tym naszą strategią z portfela fundamentalnego, strategie inwestorów tworzone w ramach eksperymentu inwestycyjnego oraz najlepsze ze strategii guru, które testowaliśmy). Okazało się, że koszty przypadające na pojedynczą transakcję we wszystkich tych portfelach była bardzo zbliżone do siebie i wyglądały tak:
- Prowizja maklerska na jedną transakcję = 0,38% (0,19% od kupna i tyle samo od sprzedaży).
- Koszt spreadu + koszt zwłoki czasowej przy kupnie = 1,4%.
- Koszt spreadu + koszt zwłoki czasowej przy sprzedaży = 2,65%
Łącznie na jedną transakcję przypada ok. 4,5% różnego rodzaju kosztów. Oznacza to, że dokonując jakiejkolwiek transakcji na giełdzie możemy z góry przyjąć, że na stracie jesteśmy na poziomie -4,5% i z tego poziomu rozpoczynamy zarabianie.
Teoretycznie można by próbować zmniejszyć ten koszt. Do głowy przychodzą mi 3 sposoby:
- Inwestować tylko w duże spółki - duże spółki mają małe spready, więc koszty w takiej strategii byłyby mniejsze niż w testowanych strategiach.
- Czasem gdy mamy do wyboru kilka równorzędnych spółek, to inwestować w tą, którą uda nam się najtaniej kupić.
- Koszt zwłoki czasowej jest największy, gdy kupujemy spółki w trendzie wzrostowym (lub sprzedajemy w spadkowym). Gdyby kupować w trendzie spadkowym, powinno udać nam się ograniczyć ten koszt.
Wszystkie 3 punkty wydają się mieć sens, ale wszystkie 3 są błędne. A to dlatego, że już nieraz pokazano, że jest coś takiego jak efekt małych spółek. Po prostu małe spółki zarabiają dla inwestorów więcej niż duże, dlatego obniżenie kosztów spreadu wiązałoby się z jeszcze większym obniżeniem zysków ze strategii.
Podobnie jest z trendem. Kupowanie w trendzie wzrostowym daje zarobić więcej niż kupowanie w trendzie bocznym lub spadkowym. To co zaoszczędzilibyśmy na prowizjach byłoby niewielką częścią tego co stracilibyśmy w związku ze słabszą strategią.
Co do równoważnych spółek to po pierwsze okresy takie jak obecnie, gdy mamy mnóstwo perełek są rzadkością, a po drugie największa część kosztów generowana jest przy sprzedaży (2,65%). Tego kosztu i tak nie bylibyśmy w stanie uniknąć, bo niezależnie od tego która spółka była tańsza (wymagała zapłaty mniejszych kosztów) przy kupnie, może się okazać, że przy sprzedaży będzie bardzo droga.
Także podsumowując, niezależnie od przyjętej strategii średnio na każdej transakcji zapłacimy 4,5% kosztów. Nie jesteśmy w stanie znacząco obniżyć tych kosztów bez utraty zyskowności strategii. Wygląda więc na to, że jedynym słusznym kluczem do zmniejszenia kosztów jest minimalizowanie liczby transakcji.
Lepiej na jednej transakcji zarobić +20%. Niż na dwóch niezależnych po +10%. W pierwszym wypadku w rzeczywistości zarobilibyśmy +15,5% (20% - 4,5%), a w drugim tylko +11% (20% - 4,5% - 4,5%).
Wygląda więc na to, że dobrą miarą tego jak poradziłaby sobie dana strategia na realnym rachunku jest sprawdzenie jaki zysk jest średnio generowany z jednej transakcji. Zależność pomiędzy realnym zyskiem, a tym wirtualnym pokazuje poniższy wykres:
Na poziomej osi mamy średni zysk z pojedynczej transakcji w wirtualnym portfelu. Na pionowej widzimy jaki procent tego co pokazał wirtualny portfel jesteśmy w stanie zarobić w rzeczywistości. Np. jeśli średni zysk z jednej transakcji w naszym portfelu to 10% to w rzeczywistości zarobimy tylko 55% tego co pokazał nam wirtualny portfel.
Obliczenia najłatwiej pokazać na przykładzie. Weźmy nasz fundamentalny portfel. Oczyśćmy go z jakiegokolwiek zarządza kapitałem. Interesują nas tylko podstawowe dane: cena kupna i sprzedaży oraz wynikający z nich zysk. W ramach portfela fundamentalnego jak dotąd dokonaliśmy 42 transakcji (na przestrzeni 2,7 roku). Poniższa tabelko pokazuje zestawienie zysków na każdej transakcji z osobna.
Średni zysk na jednej transakcji w naszym wypadku to 18,6%. Odczytując z wykresu powyżej widzimy, że taka strategia doboru perełek pozwala na rzeczywistym rachunku zarobić ok. 3/4 (75%) tego co w wirtualnym portfelu. Czy to dużo czy mało? Patrząc na wykres widzimy, że:
- Przy niskim zysku z jednej transakcji (mniej niż 10% na jednej transakcji), koszty zjadają ogromną część zysku (połowę lub więcej). Nazwijmy je bardzo kosztownymi strategiami.
- W okolicach 20% zysku na jednej transakcji wykres się wypłaszcza i z punktu widzenia kosztów praktycznie nie ma znaczenia czy zarabiamy 20% czy 40% na jednej transakcji. Są to strategie bardzo tanie w przenoszeniu na realny rachunek.
- Pomiędzy zyskiem 10% i 20% z jednej transakcji jest obszar przejściowy, w którym oczywiście im wyżej znajduje się dana strategia tym będzie ona tańsza w przenoszeniu na realny rachunek.
Patrząc na tę skalę, wartość 18,6% zysku z jednej transakcji wydaje się być wartością w granicach rozsądku. Oczywiście należy pamiętać, że idealnie byłoby mieć listę transakcji z co najmniej jednego pełnego cyklu hossa-bessa (ok. 3,3 roku) lub jeszcze lepiej z większej liczby cykli. Przy krótszych okresach wyniki mogą być zniekształcone.
Co powinieneś zapamiętać z tego artykułu:
- Aby szybko sprawdzić ile na danej wirtualnej transakcji zarobiłbyś w rzeczywistości odejmij od zysku z niej 4,5%. Nie jest to matematycznie poprawna metoda, ale jest szybka, a wyniki jakie daje są wystarczająco bliskie prawdziwym wartościom.
- Myśl o kosztach już w momencie układania strategii. Często warto oddać kilka punktów procentowych z zysku, aby zmniejszyć liczbę transakcji. Dzięki mniejszym kosztom, sumarycznie i tak zarobisz więcej.
- Optymalną granicą opłacalności jest 10% zysku z jednej transakcji. Jeśli zarabiasz mniej, spróbuj jeszcze raz przeanalizować swoje dotychczasowe transakcje i znajdź czynnik wspólny, który mają wszystkie te transakcje, które zarobiły niewiele lub straciły, a który nie występuje przy transakcjach mocno zyskownych.
Niemal zawsze dzięki temu będziesz w stanie odrzucić część przyszłych transakcji, które nie zachowałyby się najlepiej, bez utraty tych bardzo zyskownych.
Podoba mi sie artykul. Bardzo madry i przede wszystkim bardzo realistyczny, rozwiewa zludzenia.
OdpowiedzUsuńBardzo dobry artykuł.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem można i warto korzystać z narzędzi do monitorowania inwestycji (czy to wirtualnych czy też realnych) ale tylko takich, które pozwalają uwzględnić wszelkie koszty inwestycji. Bardzo dobrym narzędziem jest serwis myfund.pl - sam korzystam.
To czego sam doświadczam rozmawiając z różnymi znajomymi inwestorami to to, że nieświadomie oszukują siebie nie wliczając np. kosztów prowizji maklerskiej.
Uważam, że uświadamianie inwestorów o wszelkich kosztach (np. w polisach inwestycyjnych!!!) jest bardzo ważne i takie artykuły powinny się pojawiać częściej w blogach o inwestycjach.
Pozdrawiam,
Michał
Przejrzałem na szybko i myfund.pl niestety nie uwzględnia realnie ponoszonych kosztów. Można tam wpisać dowolnie wybraną przez siebie cenę akcji z dzisiejszego dnia.
OdpowiedzUsuńCo do polis inwestycyjnych, poliso-lokat itp. to tam koszty są nieporównywalnie większe niż te opisane w dzisiejszym artykule :)
Mam wrażenie, że wiele osób milcząco zakłada, że na realnym rachunku uda im się wycisnąć taki sam wynik jak na wirtualnym :)
OdpowiedzUsuńO ile te wymienione przez Ciebie koszty da się uwzględnić, to IMHO dochodzi jeszcze jedna rzecz, nie zawsze po drugiej stronie rynku jest określona liczba akcji czy opcji (przy płynnych kontraktach to raczej rzadziej) do zrealizowania całości zlecenia po założonej cenie. I nie mam na myśli wcale dużych pakietów, przy małych spółkach nawet akcje za 5tys. czasem trzeba sprzedawać (kupować) w 3 rzutach (przy 4 powiększamy sobie już - w większości biur - procentową wartość prowizji). Jest na to jakaś fachowa nazwa?
OdpowiedzUsuńTo o czym piszesz to właśnie spread. Jest on już uwzględniony w średniej wynoszącej 4,5% kosztów na transakcję, z tym, że ramach testowanych portfeli zabronione są inwestycje w spółki, które mają tygodniowe obroty z ostatniego miesiąca mniejsze niż 400 tys. zł. To jak duży jest spread jest bardzo mocno powiązane właśnie z obrotami na spółkach.
OdpowiedzUsuńW tym artykule: (http://10-procent-rocznie.blogspot.com/2014/11/spread-cichy-zabojca-twoich-wynikow.html) badałem to o czym piszesz nieco dokładniej. A mianowicie sprawdzałem jaki spread będę musiał zapłacić przy inwestycji właśnie 5 tys zł. w spółkę z danego przedziału obrotów.
Dziękuję za odpowiedź, też gdzieś to tam podskórnie czułem, przy testowaniu strategii na kontrakty zawsze dokładałem jeszcze jeden punkt.
OdpowiedzUsuńDo linka przykleił się prawy nawias.