Żyjemy w czasach niespotykanej nigdy wcześniej dostępności. Dostępności wszystkiego. Za kilkadziesiąt godzin mogę znaleźć się w dowolnym miejscu na świecie. Kosztem kilku kliknięć mogę rozmawiać z dowolnym znajomym, znajomym znajomego lub zupełnym nieznajomym. W kilka minut mogę wyszukać dowolną informację na dowolny temat. Na obiad mogę zjeść co tylko sobie zażyczę wybierając jedną z setek restauracji w okolicy lub idąc do marketu i wybierając jeden z kilkudziesięciu rodzajów makaronu. Ta wszechobecna wolność wyboru jest największym osiągnięciem naszych czasów, niedostępnym w Polsce jeszcze 20 - 30 lat temu, a w bogatych regionach świata jeszcze kilkadziesiąt lat temu.
Moglibyśmy sobie pogratulować gdyby nie drobne "ale". W ramach projektu Add Health grupa naukowców przeprowadziła wieloletnie badanie poziomu zadowolenia z życia / szczęścia na próbce kilkunastu tysięcy osób. Oto wyniki:
Pierwszy wniosek jest taki, że ludzie mieszkający w mniejszych miejscowościach są statystycznie bardziej szczęśliwi niż ci mieszkający w dużych aglomeracjach. Jednak znacznie ważniejszym dla nas spostrzeżeniem jest to, że niezależnie od rozmiaru miasta / wsi ludzie są dziś statystycznie mniej zadowoleni z życia niż kilkadziesiąt lat temu.
Jeśli do tego spojrzymy na statystyki samobójstw w USA ...
... odkryjemy, że w ciągu kilkunastu ostatnich lat ich liczba wzrosła o +24%. Choć nie mam analogicznych statystyk wyłącznie dla Polski to pomniejsze badania i obserwacje pozwalają postawić tezę, że negatywny trend w zadowoleniu z życia jest zjawiskiem na skalę globalną.
To rodzi pytanie o to czy droga wiodąca do dobrobytu i wolności wyboru na pewno pokrywa się z drogą wiodącą do szczęścia / zadowolenia z życia?
Idealnie na to pytanie odpowiedział 10 lat temu psycholog Barry Schwartz w swoim wystąpieniu na konferencji TED. Polecam je obejrzeć przed dalszą lekturą. Wystąpienie trwa ok. 20 min. i ma wgrane polskie napisy.
W skrócie chodzi w nim o to, że wzrost liczby opcji w jakiejkolwiek dziedzinie, poza oczywistym pozytywnym aspektem, ma też pozostający w ukryciu negatywny wpływ na nasze odczuwanie szczęścia. Chodzi o to, że jeśli kiedyś do wyboru w sklepie była jedna para jeansów, która pasowała niezbyt dobrze to kupowaliśmy ją i byliśmy zadowoleni z nowej pary jeansów, gdyż w danych warunkach wybraliśmy najlepszą możliwą opcję (innej nie było). Obecnie sklepów z jeansami jest masa, a każdy sklep ma w ofercie setki jeansów podzielonych na sylwetki i inne podtypy. Wiedząc to wiemy, że gdzieś tam są jeansy, które będą na nas leżały idealnie. Niestety z racji ograniczeń czasowych (jeansy nie są aż tak ważne aby poświęcać im 2 tyg. codziennego chodzenia do sklepów), zwykle kończymy zakupu z jeansami dość dobrze na nas leżącymi. Obiektywnie te jeansy kupione w obecnych czasach leżą na nas znacznie lepiej niż te uniwersalne dostępne kiedyś, ale w głowie pojawia się myśl, że mogliśmy poradzić sobie lepiej, bo gdzieś tam leżą te idealne jeansy.
To sprawia, że choć jeansy obecnie są lepsze niż kiedyś, to po ich zakupie jesteśmy mniej szczęśliwi niż kiedyś, gdy wybór był mniejszy. Czasem to uczucie, że nasze jeansy są tylko "wystarczająco dobre", a nie idealne jest na tyle silne, ze zupełnie neguje uczucie zadowolenia z zakupu.
Czy zastanawiałeś się kiedyś dlaczego gdy akurat trafisz przypadkiem na całkiem ciekawy film w telewizji to chętnie go oglądasz, ale gdybyś miał włączyć sobie ten sam film na komputerze to by Ci się nie chciało?
Jest to dokładnie ten sam paradoks wyboru co przy jeansach. Dokonywanie wyboru przy ogromnej ilości opcji (wszystkie filmy dostępne w sieci) jest dla naszego mózgu wręcz paraliżujące. No bo skoro już miałbym sam wybrać film, który oglądam, to przecież nie chciałbym wybrać "całkiem ciekawego", tylko idealny. To sprawia, że oglądając "całkiem ciekawy" film gdzieś tam z tyłu głowy przewijałyby mi się te wszystkie niewybrane opcje, a całość wzmacniałby fakt, że znacznie łatwiej dostrzegamy pozytywne cechy niewybranych opcji niż tej wybranej. Moje uczucie zadowolenia z obejrzenia takiego filmu na komputerze byłoby nieporównywalnie mniejsze niż to po obejrzeniu tego samego filmu w telewizji, bo jeśli film akurat i tak leci, to zdejmuje ze mnie całe brzemię podejmowania decyzji.
Podobny efekt występuje jeśli oglądamy film gdzieś na wsi gdzie dostępne są 4 kanały. Trafiając tam na całkiem ciekawy film jesteśmy wniebowzięci, ale jeśli, aby obejrzeć ten sam film musieliśmy świadomie odrzucić pozostałe 100 filmów lecących na innych kanałach to już negatywny wpływ wątpliwości "czy to na pewno jest najlepszy film z dostępnych?" skutecznie popsułby radość oglądania.
Inny przykład: Być może część z Was kojarzy stronę Spotify. Dla tych, którzy nie, jest to po prostu strona, na której można można słuchać muzyki. Tym co odróżnia Spotify np. od YouTube jest to, że Spotify jest płatny. Od razu pojawia się myśl: "Kto w obecnych czasach jest na tyle szalony, aby płacić za słuchanie muzyki?". Przecież wszędzie wokół jest masa darmowych portali z legalną muzyką jak choćby wspomniany YouTube. Okazuje się jednak, że Spotify ma ponad 20 mln płacących użytkowników. I to płacących nie mało, bo ok. 100 $ rocznie (zależnie od kraju).
Co odróżnia Spotify od YouTube? W YouTube musimy sami wybrać czego chcemy słuchać. Spotify decyduje za nas. Wybieramy tylko rodzaj muzyki, a algorytmy wybierają dla nas odpowiednie piosenki. Ta pozornie niewielka różnica sprawia, że Spotify zdejmuje z nas brzemię decydowania i piosenka, którą słyszymy po prostu cieszy nasze ucho. W odtwarzaczach, w których sami decydujemy czego chcemy słuchać, pojawia się ta sama wątpliwość co przy wyborze jeansów lub filmu do obejrzenia. Piosenka, którą dla siebie wybierzemy jest "wystarczająco dobra", ale nie opuszcza nas myśl, że skoro mieliśmy tak duży wybór to gdzieś tam czekała na nas piosenka idealna, a więc zawiedliśmy.
Przypomnij sobie jak czułeś się, gdy ostatni raz byłeś w restauracji, w której karta miała 10 stron najróżniejszych potraw. 10 różnych przystawek, 20 różnych drugich dań, 30 różnych pizz i jeszcze więcej deserów. Teraz porównaj to z uczuciem, gdy byłeś w restauracji, w której cała karta mieściła się na jednej stronie. Były 2 zupy do wyboru. 2-3 drugie dania i 2 desery. Zakładając, ze jakość jedzenia w obu była identyczna, to sumaryczne wrażenie zadowolenia w tej drugiej jakimś cudem było większe. Osoby oglądające "Kuchenne Rewolucje" z pewnością zauważyły, że dokładnie taki zabieg robi pani Magda w odwiedzanych restauracjach. Wielkie odchudzanie karty pozwala zwiększyć sprzedaż, gdyż ludziom przyjemniej wybiera się dania z 2-3 opcji niż z 20-30.
Podsumowując widzimy, że większa swoboda wyboru, nie tylko nie zwiększa poczucia szczęścia, ale wręcz je zmniejsza, bo zmusza nas do świadomego odrzucania wielu opcji, wśród których wiemy, że kryje się rozwiązanie idealne, tylko z braku czasu nie jesteśmy w stanie go znaleźć.
To w pełni tłumaczy nasz początkowy wykres:
- Bardziej zadowoleni z życia ludzie mieszkają na mniej zaludnionym terenie, gdyż w takiej okolicy jest mniejszy wybór wszystkiego (mniej ludzi do spotkania, mniej możliwości pracy, mniej sposobów na spędzanie czasu wolnego itd.). To sprawia, że mózg takich osób nie musi na każdym kroku odrzucać potencjalnie lepszych opcji.
- Ludzie żyjący kilkadziesiąt lat temu jako ogół byli bardziej zadowoleni z życia niż ludzie żyjący obecnie, gdyż kiedyś nie było aż takiego nadmiaru wyboru w każdej możliwej sferze życia.
Jestem ciekaw czy są to dla Was wnioski tak samo szokujące jak dla mnie? Co o tym sądzicie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz