poniedziałek, 31 października 2016

USA właśnie przegrywa swoją 3 wojnę


Od momentu, gdy świat porzucił standard złota, trwa wielka wojna, ukryta przed zwykłymi ludźmi. Choć oczy nie są w stanie jej zobaczyć, to odczuwamy jej skutki. Mowa tu o wojnie walutowej. Wojnie, w której każdy kraj próbuje jak najbardziej osłabić swoją własną walutę względem innych. Po co? W dobie starzejącego się społeczeństwa, klientów na swoje produkty / usługi trzeba szukać poza granicami własnego kraju. Jednak, jeśli Niemiec kupi rower u mnie to właśnie jeszcze bardziej pogorszyłem kondycję niemieckiego producenta rowerów, który stracił klienta z własnego kraju.

Co daje osłabianie własnej waluty? Słaba waluta sprawia, że nagle cały świat chętniej kupuje nasze produkty, gdyż są one dla niego po prostu tańsze. Dzięki temu w kraju o słabej walucie rozkwitają fabryki, pojawiają się nowe miejsca pracy i rośnie PKB. W skrócie mamy raj na Ziemi.


Ale niestety jest też druga strona medalu. Jako, że wzmożony popyt nie powstał ze zwiększenia liczby konsumentów w naszym kraju, to musieliśmy go po prostu "podkraść" innym krajom. Dokładniej tym, których waluty są silne. Te nowe fabryki, które u nas powstały, zostały tak naprawdę przeniesione z innego kraju. Te miejsca pracy, które powstały jednocześnie zniknęły gdzieś indziej. Wzrost PKB, który zanotowaliśmy jest jednocześnie spadkiem PKB w innym kraju. Nie posunęliśmy świata do przodu, po prostu przenieśliśmy dobrobyt z jednego miejsca w drugie.

Można by zapytać: "Przecież firmy / kraje od zawsze ze sobą konkurowały, dlaczego nagle teraz mówi się o wojnach walutowych?" Chodzi o to, że dopóki liczba ludzi w najważniejszych gospodarczo krajach świata dynamicznie rosła, sam popyt wewnętrzny był wystarczający, aby producenci nie musieli ze sobą walczyć szczególnie zaciekle. Poniższy wykres pokazuje współczynnik dzietności w Europie.


Spadek poniżej granicy 2,1 dziecka na kobietę sprawia, że liczba konsumentów zaczyna się kurczyć przez co producenci coraz chętniej poszukują konsumentów za granicą.

Wiemy już na czym polega wojna walutowa. Dlaczego piszę o tym akurat teraz? Otóż przez ostatnie 3 lata dolar przybrał na sile aż ok. 30% w stosunku do ich walut.


To oznacza, że właśnie przegrywa wojnę walutową, gdyż z perspektywy świata produkty / usługi z USA właśnie podrożały w 3 lata o 30%. To sprawi, że coraz większa liczba firm korzystających z amerykańskich usług zacznie szukać ich gdzieś indziej (np. w swoim kraju).

Skąd wiem, że tak będzie? Bo taka sytuacja nie zdarza się po raz pierwszy. Dokładniej zdarza się po raz 3 od 1973 roku. Poniższy wykres pokazuje siłę dolara w stosunku do innych walut za ostatnie 43 lata.


Po raz pierwszy dolar zaczął stawać się silny w 1981 roku po często wspominanych drastycznych podwyżkach stóp procentowych. Wzmacniał się przez 4 lata, osiągając swój szczyt w 1985 roku.

Drugi epizod wzmacniania dolara rozpoczął się w okolicach 1998 roku i był związany z napływem kapitału powiązanego z rozwojem internetu. Dolar znów wzmacniał się przez ok. 4 lata i osiągnął swój szczyt w 2002 roku.

Trzecie (obecne) wzmacnianie dolara rozpoczęło się w 2014 roku na skutek bardziej rygorystycznej polityki stóp procentowych od reszty świata. (USA podnosi stopy w czasie, gdy reszta świata je obniża). Choć "rygorystyczna polityka stóp" brzmi tu trochę prześmiewczo, gdyż stopa procentowa w USA to ledwie 0,5% i jak dotąd w ciągu 2 lat obiecywania mieliśmy tylko jedną malutką podwyżkę. Po prostu reszta świata jest tak zapatrzona w politykę ujemnych stóp procentowych i QE, że na tym tle USA wygląda na najmniej pijaną osobę na imprezie.

Jak te okresy wzmacniania dolara wpływały na PKB USA? Poniższy wykres w dużym uproszczeniu pokazuje jaka była różnica pomiędzy importem i eksportem w USA w stosunku do PKB. Innymi słowy: Jak dużo pieniędzy straciło USA na skutek przegrywania w wojnach walutowych.

Na początku wykresu ok. 1981 roku USA było w stanie równowagi handlowej. Nic nie traciło i nic nie zyskiwało, jednak wzmacniający się dolar szybko osłabił konkurencyjność amerykańskich producentów na światowych rynkach. To osłabianie trwało aż 7 lat. W 1987 roku w jego wyniku USA traciło rocznie aż 3,4% swojego PKB na silnym dolarze. To tak jakby wzrost PKB w danym roku miał wynieść np. 3% (czyli całkiem nieźle), ale z powodu słabego dolara zabrano z tego 3,4 p.p. i ostatecznie wzrost PKB wyniósł -0,4% PKB (czyli bardzo słabo).

Drugi epizod mocnego dolara zaczął się w momencie gdy USA już i tak miało coroczne braki w PKB na poziomie ok. -1,8% i silna waluta tylko jeszcze bardziej pogłębiła ten problem. Opłacalność amerykańskich producentów spadała aż do 2006 roku i osiągnęła aż 6% ujemnego wpływu na PKB. Tym samym była jednym z głównych powodów powstania bańki w gospodarce i jej pęknięcia w 2008 r.

Wpływ umacniania dolara na gospodarkę najlepiej widać na wykresie zadłużenia USA w stosunku do PKB.


Czerwonymi strzałkami zaznaczyłem okresy dynamicznego wzrostu długu USA. To jak pokrywają się one ze wzmocnieniem dolara i pogarszającym się bilansem handlowym można zobaczyć poniżej:


Wnioski:

  • Umacniający się dolar bezpośrednio przekłada się na pogorszenie się konkurencyjności gospodarki USA. Takie pogorszenie zwykle pojawiało się po ok. 1-2 latach od rozpoczęcia umacniania waluty.
     
  • Silny dolar przekłada się na konieczność coraz szybszego zadłużania się USA. W historii wzrost zadłużenia związany z umacniającym się dolarem pojawiał się z opóźnieniem, ale istniał jeszcze długo po tym (ok. 8-9 lat) jak dolar przestał się umacniać.
W obecnym momencie dolar umacnia się już od ok. 2 lat. Jeśli historia miałaby rozegrać się tak jak w poprzednich dwóch analogicznych sytuacjach to już w najbliższych miesiącach powinniśmy zacząć widzieć pogarszanie się bilansu handlowego USA.

Kolejny w kolejce jest mocny wzrost zadłużenia. Przez ostatnie 5 lat (2011 - 2016) zadłużenie USA w stosunku do PKB rosło stosunkowo wolno od 99% do 106% PKB. Jeśli dynamika zadłużania się w wyniku silnego dolara miałaby być podobna jak w historii to za ok. 8-9 lat dług USA w stosunku do PKB wyniósłby ok. 160%.

W międzyczasie zwykle zdarzał się też krach na giełdzie. W pierwszej sytuacji były to okolice Czarnego Poniedziałku w 1987 roku. W drugiej było to pęknięcie bańki internetowej w 2000-01 roku. To pozwala prognozować nadejście dużego krachu na giełdzie w perspektywie 3-6 lat po rozpoczęciu umacniania dolara, a więc między latami 2017 - 2020.

Jeśli wpis Ci się podoba zapisz się na newsleter, aby nie przegapić nowych artykułów:

Brak komentarzy:

Jeśli po dodaniu Twój komentarz jest niewidoczny, upewnij się czy Twoja przeglądarka ma włączoną opcję obsługi ciasteczek (cookies).

Prześlij komentarz