poniedziałek, 1 czerwca 2015

Sposób na zbyt często wybijanego stop lossa.


Kupujesz spółkę, która powinna rosnąć, jednak po kilku dniach jej kurs zaczyna spadać i zbliża się do poziomu stop loss (SL), czyli takiego, gdzie zaakceptujesz stratę i zakończysz inwestycję. Pewnego dnia spółka od rana radzi sobie słabo. W okolicach południa jest już znacznie poniżej twojego SL i zostaje sprzedana. Jak na złość jeszcze tego samego dnia spółka rośnie kilka procent, a w kolejnych dniach dalej zyskuje. Ostatecznie na wykresie pojawia się długi cień, wyglądający mniej więcej tak:


Brzmi znajomo? Jest to najgorszy scenariusz dla stop lossa, czyli taki, w którym wychodzimy z inwestycji ze stratą tuż przed dużym ruchem w górę. Dziś pokażę wam jak radzić sobie z takimi sytuacjami. Na początek polecam dwa artykuły wprowadzające do tematu stop lossów:
Przyczyny powstawania długich cieni pod świecami są dwie. Po pierwsze gdy ktoś sprzedaje akcje ich cena spada. W wyniku spadku ceny, możliwe jest, że aktywuje się czyjeś automatyczne zlecenie sprzedaży mające chronić przed stratami. Takie zlecenie pojawia się jako zlecenie "po każdej cenie" (PKC), a więc kurs spada po raz kolejny. Ten kolejny spadek znów ma szansę zahaczyć o czyjeś automatyczne zlecenie stop loss itd. Jeśli spółka nie jest bardzo płynna, a zlecenia stop loss różnych inwestorów są ciasno upakowane, to mogą się one wzajemnie napędzać.

Drugi powód to strach. Nawet jeśli inwestorzy nie mają ustawionych automatycznych zleceń stop loss, to zwykle śledzą swoje inwestycje. Widząc dużą przecenę swojej spółki, coraz bardziej się boją i rośnie szansa, że wystawią zlecenie sprzedaży PKC, czyli takie, które tak jak aktywowany stop loss znów zaniżą cenę akcji.

W praktyce oba te zjawiska przeplatają się i wzmacniają. Po takiej mini panice napędzających się automatycznych i ręcznych stop lossów zwykle przychodzi otrzeźwienie i ktoś zauważa, że tak duży spadek ceny akcji w ciągu kilku godzin jest nieuzasadniony i rozpoczyna kupno. Pod koniec dnia o panice już nikt nie pamięta, a cena wraca do normy.

Jeśli powyższa teoria jest prawdziwa, to jest prosty sposób na ominięcie problemu wybijanych stop lossów. Przy rozliczaniu SL zamiast śledzić notowania na bieżąco lub ustawiać automatyczne zlecenie SL, wystarczy patrzeć tylko na cenę zamknięcia z danego dnia. Wyobraźmy sobie taką sytuację:
  • Wczorajsza cena akcji to 100zł.
  • Nasz poziom stop loss to 90zł (jeśli cena spadnie do 90zł to sprzedajemy akcje).
  • Cena w ciągu dzisiejszego dnia spada do 90zł.
Może dojść wtedy do dwóch rozstrzygnięć:

Sytuacja I - pozytywna:
Spadek był tylko mini paniką i cena na zamknięciu dzisiejszego dnia wraca powyżej 90zł. Jako, że rozliczamy stop loss według cen z zamknięcia, to spółka nadal pozostaje w portfelu.

Sytuacja II - negatywna:
Spadek był częścią większego trendu spadkowego i cena na zamknięciu dzisiejszego dnia to 85zł. Po takiej cenie sprzedajemy akcje. Gdybyśmy zastosowali standardowego stop lossa, to stracilibyśmy mniej pieniędzy, bo sprzedaży dokonalibyśmy znacznie bliżej ceny 90zł.

Tu pojawia się pytanie czy więcej zyskamy na pozytywnych rozstrzygnięciach, gdzie dzięki temu, że spółka nie została sprzedana, będzie dla nas w przyszłości jeszcze zarabiać, czy może więcej stracimy na zwlekaniu do końca dnia ze sprzedażą spółki?

Żeby nie dywagować zbyt dużo zebrałem dane na temat cen wszystkich spółek z ostatnich 20 lat z GPW i sprawdziłem czy takie podejście się opłaca. W pierwszym teście wygenerowałem bardzo dużo (kilkanaście tysięcy) losowych transakcji trwających rok na wszystkich spółkach z GPW. Następnie sprawdziłem ile bym na nich zarobił stosując standardowy poziom SL (wersja 1), a także ile bym zarobił rozliczając stop loss dopiero na zakończenie danego dnia (wersja 2).

Po sprawdzeniu wyniku na każdej transakcji, trafiała ona do jednej z dwóch grup:
  • Sytuacja I - pozytywna - standardowy SL zostaje wybity, ale SL na zakończenie dnia nie.
  • Sytuacja II - negatywna - oba stop lossy zostają wybite.
Dla łatwiejszej interpretacji z wyników usunąłem transakcje, które nie zostały sprzedane na stop lossie, w żadnej wersji, gdyż nie mają one wpływu na to co nas dziś interesuje. 

Pierwszy test został przeprowadzony dla poziomu stop loss 25% poniżej ceny zakupu.


Z tabelki widzimy, że sytuacja pozytywna zdarzyła się tylko w ok. 5% sytuacji. Aż w 95% przypadków, gdy wybijany był standardowy stop loss, wybijany był także ten na zakończenie dnia
  • Jeśli już udało się rozegrać pozytywny scenariusz, to dzięki temu, że nie sprzedaliśmy spółki, zarabiała ona dla nas średnio +23,3% więcej niż w wersji standardowej
     
  • W znacznej większości przypadków, gdy rozegrany został scenariusz negatywny, przez to że zwlekaliśmy ze sprzedażą do końca dnia straciliśmy dodatkowe -2,67% na transakcji.
Licząc zbiorczo, rozliczając stop loss na koniec dnia zamiast od razu stracilibyśmy ok -1,27% na każdej transakcji. Wygląda więc na to, że zwlekanie jest zbyt drogie i w ogólnym przypadku lepiej sprzedawać na standardowym stop lossie.

Ale to nie wszystko. W pierwszym teście użyłem losowych transakcji, które łącznie zarobiłyby ok. 3% rocznie (nie uwzględniając kosztów). To mniej niż indeks WIG. Oznacza to, że było wśród nich dużo słabych spółek, znajdujących się w trendach spadkowych, które sprzyjają rozgrywaniu negatywnego scenariusza. Gdy inwestujemy, staramy się wybierać jak najlepsze spółki. Teoretycznie to właśnie na tych najlepszych spółkach (silne fundamenty itp.) najczęściej dochodzi to mini paniki, która za chwilę zamienia się w silny trend wzrostowy. Dlatego zróbmy drugi test.

W ramach drugiego testu transakcje nie były losowe. Były to transakcje dokonane w ramach przykładowego systemu inwestycyjnego z fundamentalnej. Dokładniej chodzi o prostą strategię opierającą się na niskim wskaźniku C/Z i trendzie wzrostowym. (ten link może się dość długo ładować). Strategia ta zarabia ok. 17% skumulowanego zysku rocznie, a więc znajduje znacznie lepsze spółki niż pierwszy test inwestujący losowo. Oto wyniki drugiego testu:


Okazuje się, że mając całkiem niezłą strategię, aż 26% sytuacji jest rozgrywanych pozytywnie (wcześniej tylko 5%). Co prawda zysk w ramach takiej pozytywnej sytuacji jest znacznie mniejszy, ale także strata w razie negatywnego scenariusza jest mniejsza. Łączna wartość oczekiwana z pojedynczej transakcji wynosi 0,53% co oznacza, że mając niezłą strategię spokojnie możemy sprawdzać stop lossy na zakończenie dnia i jeszcze na tym zyskać o pół procenta więcej niż pilnując stop lossa na bieżąco.

Widząc takie wyniki postanowiłem pójść jeszcze o krok dalej. Zebrałem transakcje z kilku najlepszych strategii inwestycyjnych (w tym z naszego portfela inwestycyjnego). Średni skumulowany zysk roczny dla tych strategi to ok. 30% (bez uwzględniania kosztów), a więc są to strategie z górnej półki. Przy takich strategiach spodziewamy się, że sytuacja I - pozytywna będzie zdarzała się częściej niż przy niezłej strategii z testu drugiego. Oto wyniki testu trzeciego:


Pozytywny scenariusz miał miejsce aż w 43% analizowanych przypadkach. Wygląda więc na to, że rzeczywiście mini paniki, które przechodzą w trend wzrostowy zdarzają się głównie na dobrych fundamentalnie spółkach. Wartość oczekiwana w tym wypadku to 1,11%, a więc przy tego typu strategiach jeszcze bardziej opłaca się stosowanie stop lossów sprawdzanych na zakończenie dnia.

Jako, że wyniki okazały się potwierdzać naszą początkową teorię, postanowiłem sprawdzić jak wyglądałyby, gdyby zamiast rozliczania stop lossa na zakończenie dnia robić to dopiero na zakończenie tygodnia. Teoretycznie istnieje wtedy jeszcze większe ryzyko ucieczki ceny w dół (np. jeśli standardowy stop loss zostałby osiągnięty w poniedziałek to przy trendzie wzrostowym do piątku cena akcji mogłaby jeszcze sporo spaść), ale potencjalne korzyści także są większe (spodziewamy się więcej sytuacji rozegranych pozytywnie, gdyż cena ma aż kilka dnia, aby powrócić powyżej standardowego poziomu sl).

Oto wyniki powtórzonego testu II (dla niezłej strategii) i testu III (dla bardzo dobrej strategii):

test II:

test III:

W obu wersjach rzeczywiście możemy dostrzec poprawę częstotliwości występowania pozytywnego wariantu. Wraz z nią wzrastają koszty długiego zwlekania ze sprzedażą. O ile w przypadku niezłych strategii (test II) oba te zjawiska wzajemnie się znoszą dając wynik bardzo zbliżony do tego uzyskanego w pierwotnym teście to przy bardzo dobrych strategiach wynik znacząco się poprawia. Oznacza to, że inwestując w dobre fundamentalnie spółki, spokojnie możemy rozliczać stop lossy na zakończenie tygodnia. W ogólnym rozrachunku zarobimy dzięki temu więcej niż rozliczając stop lossy na żywo.

Za stosowaniem dziennych/tygodniowych stop lossów przemawiają jeszcze inne argumenty nie uwzględnione w dzisiejszych wynikach:
  • Liczba transakcji - Rzadsze rozliczanie stop lossów daje cenie szansę na powrót powyżej zagrożonego poziomu. Dzięki temu zmniejsza się ogólna liczba transakcji dokonanych w ramach strategii, a jak pamiętamy z ostatniego artykułu jest to bardzo korzystne zjawisko.
  • Czas i stres - Śledzenie notowań na bieżąco, ustawianie automatycznych stop lossów to zajęcia, które skłaniają nas do częstszego analizowania naszych inwestycji, a to nijak nie przekłada się na nasze wyniki inwestycyjne. Rozliczanie stop lossów raz na tydzień pozwala daje luksus rzadszego kontaktu z rynkiem.
Co powinieneś zapamiętać z dzisiejszego artykułu:

Jeśli inwestujesz podobnie do mnie, a więc w zdrowe fundamentalnie spółki w trendach wzrostowych, to rozliczając stop lossy spokojnie możesz robić to raz w tygodniu. Takie rozwiązanie ma znacznie więcej plusów niż minusów.


Jeśli wpis Ci się podoba zapisz się na newsleter, aby nie przegapić nowych artykułów:

15 komentarzy:

api pisze...

Bardzo fajny wpis tak samo jak poprzednie. Podoba mi się taka tematyka artykułów. Praktyczne wpisy razem z testami.
Ciekawi mnie jak opisane zależności wyglądają gdy podzielimy spółki ze względu na średni obrót (np 400 tys.). Im większy średni obrót tym trudniej wywołać taką reakcję łańcuchową. Tutaj nasuwa się wniosek że taka strategia stawiania stop loss'ów powinna sprawdzać się lepiej dla spółek mniej płynnych.

PS. Mógłbyś polecić jakieś źródło historycznych danych giełdowych gdzie są one dostępne w formie w zjadliwej dla programisty (csv, xls lub jakiś inny format). Pytam zarówno o dane o cenach jak i dane ze wskaźnikami fundamentalnymi.

Filip pisze...

Dziękuję, też lubię praktyczne wpisy :)


W drugim i trzecim teście były tylko spółki, których obroty były większe niż 400 tys. zł tygodniowo, gdyż te strategie na wstępie odrzucają mniej płynne. Rzeczywiście można podejrzewać, że na spółkach z ogromnym obrotem (np. te z WIG20) mini paniki zdarzają się znacznie rzadziej niż na mniej płynnych spółkach. Z drugiej strony to właśnie te mniej płynne spółki (ale wciąż bardziej niż 400 tys. zł tygodniowo) zwykle odpowiadają za największą część zysków w portfelach, więc np. inwestowanie w duże spółki tylko po to aby uniknąć tych mini panik nie wydaje się być dobrym rozwiązaniem.

Co do danych to historyczne ceny spółek udostępniają niektóre banki. Np. bossa: http://bossa.pl/notowania/metastock/



Co do danych fundamentalnych to zbieram je standardową metodą czyli bezpośrednio z raportów finansowych spółek.

Marcin Dzwonnik pisze...

Czesc. Pytanie z innej beczki. Czy planujesz robic jakies kolejne wpisy o analizowaniu raportow finansowych spolek? Przeczytalem Twoj art w 14 numerze Equity magazine na ten temat ale wydaje mi sie ze to dopiero czubek gory lodowej.

Filip pisze...

Rzeczywiście ciężko byłoby całą wiedzę o analizie raportów zawrzeć w jednym artykule :)
Pewnie coś się jeszcze pojawi, bo cały czas dryfujemy po tematach bliskich wskaźnikom fundamentalnym, ale ciężko mi zadeklarować cokolwiek konkretnego. Sam temat czytania raportów jest bardzo rozwlekły i obawiam się, że zanim przeszlibyśmy do sedna to wielu czytelników umarłoby z nudów, ale jeśli masz jakiś konkretny pomysł na artykuł/analizę to pisz śmiało :)

Marcin Dzwonnik pisze...

Ja 90% mojej wiedzy mam od Ciebie, jakbym wiedzial co jest jeszcze waznego w raportach to bym nie pytal :) Ten wspomniany artykul to bylo mistrzostwo swiata pod wzgledem prostego i praktycznego tlumaczenia pozycji raportu, wiec jak uwazasz ze sa jeszcze jakies rownie istotne czesci raportu warto o tym napisac.

m pisze...

Hej.

Dobrze rozumiem idee?

Jak "wskoczy" stop loss np. w pon ale nie zamkniemy pozycji to najlepiej ją zamknąć np w pt czy jeśli wróci do poziomu co nas satysfakcjonuje to zostawiamy otwartą?

Filip pisze...

Jak "wskoczy" stop loss w poniedziałek, ale później w trakcie tygodnia cena urośnie powyżej stop lossa, to nadal zostawiamy taką inwestycję w portfelu. Tak jakbyśmy mieli tylko dostęp do cen z zamknięcia każdego tygodnia, a totalnie nie zwracali uwagi na to co dzieje się z ceną w jego środku :)

jurek pisze...

Masz błędy w tych sześciu tabelkach np. dla systemu o wartości oczekiwanej 0.5: przy 50% wygranej, 50% porażce i stosunku wygranej do straty równej 3 wartość oczekiwana wynosi 1, a u Ciebie jest to samo w pierwszych trzech tabelach (dla WO=0.1; 0.5; 1)

Filip pisze...

Sprawdziłem i jest ok. Chodzi o to, że dane w zielonych tabelkach (czyli m.in. stosunek średniego zysku do średniej straty) są danym wyznaczonymi eksperymentalnie. W ten sam sposób bardzo mocno pokrywają się dane z tebeli dla WO = 2 i WO = 3. Niestety nie pamiętam już jak dokładnie przebiegał eksperyment (na przyszłość muszę to lepiej opisywać w artykułach, tak aby w razie potrzeby móc do nich wrócić po latach). Tak czy inaczej, podana tu wartość "stosunku średniego zysku do średniej straty" jest tylko pomocnicza, a kluczowe dane w tabelce dotyczą tego jak wielu stratnych transakcji pod rząd możemy się spodziewać.

jurek pisze...

"Ustawianie automatycznych stoplossów to zajęcia, które skłaniają nas do częstszego analizowania naszych inwestycji..." -
Zależy z czym porównujesz. Przy miesięcznej rewizji portfela na pewno mniej czasu zajmuje ustawienie automatycznych SL w słusznej odległości od ceny, niż raz na tydzień wpisanie do arkusza docelowych poziomów SL, sprawdzenie każdej spółki i ewentualne podniesienie stop lossów.. Ciekawe, jak sprawdziła by się strategia rozliczania SL na koniec miesiąca.

Co do analiz, ciekawie byłoby zobaczyć testy zabezpieczania zysków (przez trailing stoploss np. oparty na ATR). Albo analiza zmienności cen krótko przed i po publikacji raportów okresowych ( obserwując spółki takie jak Workservice, Pelion, Tellforceone pomysłałem, że warto stawiać SL trochę poniżej dziennego minimum z dnia przed publikacją raportu okresowego)

Andrzej pisze...

A dla mnie stop loss to głównie zabezpieczenie kapitału przed "czarnymi łabędziami" - z definicji takie zdarzenia są skrajnie mało prawdopodobne, gdzieś z ogona rozkładu prawdopodobieństwa, ale przynoszące potencjalnie dramatyczne skutki - wojna na Ukrainie (lub co gorsze obejmująca więcej krajów kontra Rosja), bankructwo kraju ze strefy Euro (Grecja, Hiszpania) itd itp. W takich przypadkach czekanie do końca tygodnia może okazać się zabójcze dla kapitału. To że statystycznie czekanie "się opłaca" nie oznacza że w pewnym momencie cię po prostu nie zmiecie z rynku. W takim przypadku jestem skłonny zaakceptować częstsze wybijanie stop-loss'a i odrobinę niższe zyski, traktuję to jako coś w rodzaju składki ubezpieczeniowej na takie nieprzewidziane sytuację

Filip pisze...

Bardzo mądre słowa. Choć z drugiej strony mam wrażenie, że gdyby nagle zdarzyło się coś dramatycznego to i tak ogromna część spadków przypadałaby na moment tuż po ogłoszeniu informacji, a więc nawet standardowy stop loss sprzedałby akcje bardzo nisko. Przez resztę tygodnia rynki dalej by spadały, ale byłyby to tylko drobny ułamek spadków z pierwszego momentu po ogłoszeniu informacji.

Kilka przykładów:

W 2012 roku TPSA (teraz OPL) była jedną z najlepszych spółek pod względem wypłacanej dywidendy (4 lata z rzędu wypłacali po 8%-9%). Nagle zarząd podał informację o tym, że obcinają dywidendę z 1,5 zł do 0,5 zł na akcję. Kurs momentalnie tąpnął o -17% i tyle bylibyśmy stratni na standardowym stop lossie. Gdybyśmy poczekali do końca tygodnia, nasza strata wyniosłaby -18%. Także na tym czarnym łabędziu stracilibyśmy niemal tyle samo niezależnie od sposobu rozliczania stop lossa.

Niecały rok później ta sama spółka pokazała wyniki dramatycznie gorsze od oczekiwań. Kurs na otwarciu spadł o -30%. Tyle byśmy stracili stosując standardowy stop loss. Gdybyśmy poczekali kilka dni do końca tygodnia to nasza strata wyniosłaby -39%. Okazuje się więc, że 3/4 całej straty i tak musielibyśmy ponieść niezależnie od stosowanego stop lossa.

Pod koniec 2013 roku był podobny czarny łabędź na Aliorze (ALR). Narzucona zmiana sposobu księgowania spowodowała momentalne pogorszenie wyników. Kurs spółki w jednym momencie tąpnął o -23% i tyle byśmy stracili na zwykłym stop lossie. Gdyby poczekać do końca tygodnia stracilibyśmy -22% czyli nawet o 1 punkt procentowy mniej (kurs nieco odreagował).


Także warto pamiętać, że jest coś takiego jak czarne łabędzie i takie sytuacje na prawdę się zdarzają, ale wygląda na to, że stop lossy (czy to standardowe czy tygodniowe) i tak nie chronią przed ich głównym uderzeniem. Większą ochronę daje w tej sytuacji dywersyfikacja.

Andres pisze...

Mógłbyś policzyć czy więcej zarobiłbyś zupełnie bez stop lossu? (tradycyjnego, dziennego czy tygodniowego)? Z tradycyjnym stop lossem widzę jeszcze jeden problem. Nie wiem wg jakiego algorytmu to liczyłeś, ale jeżeli posiadasz duży pakiet akcji, to wcale nie sprzedasz po cenie równej limitowi aktywacji stop lossa. Załóżmy, że limit aktywacji wynosi 9 zł, cena spada do 9 zł, aktywuje się Twoje PKC i nagle brak ofert kupna, bo zostają one zamknięte przez Twój stop loss i stop lossy innych ludzi.
Czy fundusze inwestycyjne na gpw stosują stop-lossy? Nie sądzę. Jeżeli dany fundusz posiada akcje warte np. 5 mln zł, to przy aktywacji stop lossa cena spadłaby nawet o 50%.

Filip pisze...

W tym artykule ładnie pokazane jest o ile więcej można zarobić dzięki stop lossowi: http://10-procent-rocznie.blogspot.com/2014/03/gdzie-ustawic-poziom-stop-loss.html W skrócie, jeśli strategia inwestycyjna jest niezła/całkiem dobra to odpowiednie ustawienie stop lossa potrafi poprawić jej wynik o kilka punktów procentowych rocznie. Jeśli strategia jest bardzo dobra, to stop loss i tak wybijany jest dość rzadko, a ogólne wyniki są niemal takie same jak w wersji bez stop lossa.


Nie spotkałem się, aby strategia z dobrze ustawionym stop lossem była gorsza niż oryginalna strategia. (Zawsze można stop loss ustawić np. na -50% i wtedy nie zostanie on praktycznie nigdy wybity i obie strategie pokażą takie same wyniki). Jest jednak coś jeszcze co sprawia, że to co wyżej napisałem nie jest takie istotne. A mianowicie, stop loss, jak ktoś ładnie w komentarzu zauważył, głównie służy do ochrony przed czarnymi łabędziami (nagłymi negatywnymi zdarzeniami). Także nawet jeśli strategia ze stop lossem miałaby dawać nieco gorsze wyniki niż ta bez, to ochrona jaką daje stop loss jest niemierzalna, gdyż chroni nas przed tym co najgorsze, a czego mogło nie być w danych historycznych.


Sprzedaż standardowym SL rzeczywiście jest tym samym co rzucenie na rynek zlecenia PKC (po każdej cenie), a więc trzeba uwzględnić spread (w czasie paniki może się on zwiększać). Jednak w czasie sprzedaży pod koniec tygodnia także nie mamy pewności czy uda nam się sprzedać akcje na zamknięciu. Powiedzmy, że cena zamknięcia w piątek to 9zł, ale zlecenia tak się ułożyły, że po 9 zł są tylko sprzedający i nie da się po tej cenie dokonać sprzedaży na zamknięciu. Wtedy trzeba czekać cały weekend i sprzedać na otwarciu w poniedziałek. Myślę, że oba te zjawiska mają podobną skalę i powodują stratę podobnej ilości kapitału (może tygodniowy stop jest tu trochę lepszy, bo w czasie mini paniki spread potrafi na prawdę mocno się rozciągnąć).


Co do wielkości pozycji, to warto pamiętać, że to, że fundusze mają ogromny kapitał i nie mogą z tego powodu stosować stop lossów jest jednym z głównych powodów dlaczego przegrywają z indeksami giełdowymi. Także fundusze nie stosują stop lossów nie dlatego, że tak chcą, tylko dlatego, że rozmiar kapitału je do tego zmusza. Zarządzający mają świadomość, że mniejszym kapitałem procentowo zarobili by więcej. Tu jest jedna z przewag małych inwestorów nad dużymi. Mobilność kapitału.

Andres pisze...

I tu się zgadzam. Zasada: masz duży kapitał - nie stosuj mechanicznego stop lossa PKC. Dotyczy to również inwestora indywidualnego.

Jeśli po dodaniu Twój komentarz jest niewidoczny, upewnij się czy Twoja przeglądarka ma włączoną opcję obsługi ciasteczek (cookies).

Prześlij komentarz