poniedziałek, 10 lutego 2014

Czy bessa w USA udzieli się Polsce?


Słyszy się czasem, że aby skutecznie inwestować na naszym rynku trzeba kontrolować co dzieje się za oceanem, gdyż nasza (i nie tylko nasza giełda) mniej więcej kopiuje ruchy Ameryki. Wyjaśnieniem tego zjawiska ma być fakt, że spora grupa inwestorów na GPW to zagraniczne instytucje. Gdy w Stanach zaczyna się hossa i tamtejsze banki mają nadmiar pieniędzy chętnie lokują je w rynkach rozwijających się - takich jak Polska. To powoduje napływ pieniędzy na naszą giełdę i w konsekwencji przeniesienie hossy z USA do nas.

Podobny mechanizm miałby działać w drugą stronę. Jeśli w Stanach zaczyna się bessa i tamtejsze banki zaczynają mieć problemy z płynnością, starają się ściągnąć z powrotem jak najwięcej pieniędzy z rynków rozwijających się, aby zabezpieczyć swój byt w czasie bessy. Przez to działanie kapitał odpływa z Polski wywołując bessę.

W ten kontekst dobrze wpasowuje się pytanie Roberta z komentarzy pod poprzednim artykułem. Brzmiał on mniej więcej tak:


"Sądząc po wskaźnikach makroekonomicznych mamy jeszcze kilka miesięcy potencjalnych wzrostów. 
Chcę natomiast zwrócić uwagę na kontekst zewnętrzny naszej giełdy - zwłaszcza DAX i S&P500. Zarówno Indeks niemiecki jak i amerykański zdecydowanie pozostawiły w tyle szczyty z 2007. Ich aktualna hossa jest znacznie bardziej stroma niż nasza. Są tacy, którzy twierdzą, że hossa na tamtejszych rynkach trwa nieprzerwanie od początku 2009 roku.
Czy początek bessy na giełdzie niemieckiej i amerykańskiej nie ściągnie naszej natychmiastowo w dół? Czy tamte giełdy będą chciały czekać z rozpoczęciem swojej bessy aż nasze lokalne wskaźniki makroekonomiczne zechcą za dobrych kilka miesięcy dać sygnał? Jak to się wzajemnie synchronizuje?"

Dobre pytanie. Wiemy, że na podstawie danych makroekonomicznych Polski możemy przewidywać zachowanie naszej giełdy, bo to właśnie robimy w makrosferze, ale jak całe to przewidywanie ma się do danych zza oceanu? Co ma większy wpływ na Polską giełdę: lokalne dane makro, czy napływ / odpływ globalnego kapitału?

Okazuje się, że można to sprawdzić w bardzo prosty sposób:
Na początek tworzymy listę dat rozpoczęcia wszystkich większych spadków w Stanach.



Strzałkami zaznaczyłem wszystkie momenty od 1994 roku gdy amerykański indeks giełdowy S&P 500 zaczynał spadki, które przekroczyły -10%. Dokładniejsze daty i zakres spadków to:

1998-08 -16%
2000-09 -44%
2007-11 -53%
2010-05 -14%
2011-05 -17%

Trzy przypadki można uznać za głębsze korekty (ok. -15% spadku). Dwa pozostałe to bessy.
Nanieśmy otrzymane daty na nasz indeks giełdowy:


Okazuje się, że wszystkie 5 punktów są w pewien sposób powiązane ze spadkami na naszej giełdzie. Zanim wyciągniemy zbyt pochopne wnioski spójrzmy jeszcze na dane makro ekonomiczne z Polski:

Niebieska linia to nasz indeks giełdowy. Zielone i czerwone pola oznaczają sygnały płynące z danych makroekonomicznych. Pomarańczowe pionowe linie to nasze zaznaczone daty.

Okazuje się, że cztery z pięciu spadków na giełdzie amerykańskiej rozpoczęło się w momencie, gdy w Polsce panowała już bessa.

Jedyny spadek, który powstał w USA pomimo dobrych danych makro dla Polski to ten z 2010 roku. Był to najsłabszy z pięciu badanych spadków, gdyż w Stanach obniżył indeks o -14%. Przełożyło się to na spadek na Polskim rynku o -12,5%.

Wnioski:
  • Nadejście bessy w USA nigdy nie spowodowało nadejścia bessy w Polsce. Co więcej czasem to właśnie Polska pierwsza zaczynała spadać, a dopiero później dołączały Stany. 
  • Bessy w Polsce zawsze pojawiały się w towarzystwie słabych danych makro z kraju.
  • Jedyny przypadek, kiedy Polska towarzyszyła w spadkach giełdzie amerykańskiej pomimo dobrych danych makro był korektą, która trwała 2 miesiące i zniosła nasz indeks o -12,5%.
Skoro od początku istnienia naszej giełdy bessy zawsze powodowane były przez dane makro, a nigdy przez spadki za oceanem, to z bardzo dużym prawdopodobieństwem możemy zakładać, że ta zależność utrzyma się nadal.


Ok, a co w takim razie z teorią z początku artykułu o tym, że Stany wysysają pieniądze z Polski gdy same mają kłopoty?

Jest prawdziwa, ale nieco ją nad-interpretujemy. Chodzi o to, że opisane zjawisko ma miejsce, gdy bessa w USA trwa już przez dłuższy czas i nie widać jej końca. Wtedy w obawie o utratę płynności banki amerykańskie ściągają gotówkę z powrotem do kraju. W pozostałych przypadkach np. gdy bessa dopiero się zaczyna lub mamy kilkunastu procentową korektę, ten proces nie ma miejsca z jednej prostej przyczyny: 

Banki zagraniczne inwestują ogromne kwoty, których nie można ot tak w kilka tygodni wycofać z rynku. Zajmowanie pozycji i wychodzenie z niej często trwa miesiącami. W zawiązku z tym nie mogą sobie pozwolić na próby dynamicznego wchodzenia i wychodzenia z rynku, a więc gdy widzą drobną (kilku miesięczną) korektę na swoim rynku nie robią zupełnie nic.

Jeśli nawet po kilku gorszych miesiącach w USA zdecydują się rozpocząć wycofywanie środków z Polski, to mogą tym jedynie przyspieszyć bessę (a nie ją wywołać, bo ta już trwa).

Podsumowując, zagraniczny kapitał ma znaczenie dla polskiego rynku i może na niego wpływać, ale tylko jako dodatkowe dopalenie, aby przyspieszyć trwającą już bessę lub hossę. W historii naszej giełdy jeszcze nie było przypadku, aby odpływ zagranicznego kapitału wywołał bessę.


Do wyjaśnienia pozostała jeszcze jedna kwestia. W 2011 roku u nas mieliśmy bessę. W stanach w tym momencie były spadki, które raczej kwalifikują się na korektę (-17% na S&P 500). Powtarzamy sobie zawsze, że standardowo cykl giełdowy trwa u nas ok. 3,3 roku. Z tego hossa to średnio 2,2 roku i bessa to 1,1 roku. 

Skoro tak, to jeśli w 2011 mieliśmy w Stanach tylko korektę oznacza to, że dołek ostatniej bessy był tam w marcu 2009 roku czyli obecna hossa trwa tam już prawie 5 lat. Trochę długo porównując ze standardowym czasem: 2,2 roku. Czy nie oznacza to, że hossa jest w USA na granicy zawalenia? Czy nie spowoduje to zawalenia się naszej giełdy?

Na pytanie o zawalenie się naszej giełdy mamy jasna odpowiedź nieco wyżej mówiącą że: Jeszcze nigdy bessa w USA nie wywołała bessy w Polsce. Ta odpowiedź sugeruje, że nie musimy martwić się, o "przeciągającą się" hossę w USA jeśli inwestujemy w Polsce.

Oczywiście nie wytrzymałbym nie drążąc tematu do samego końca, a więc już abstrahując od polskiej giełdy można by się zastanowić czy hossa w USA nie chyli się ku upadkowi. Tego nie wiem bez przeanalizowania tamtejszych danych makro, ale bardzo ciekawy jest fakt, że poprzednie 2 hossy w USA trwały odpowiednio: 5 lat i 8 miesięcy oraz 4 lata i 11 miesięcy.

W tym kontekście obecna hossa trwająca 4 lata i 10 miesięcy nie wydaje się już tak długa.

A co się stało ze standardową hossą wynoszącą 2,2 roku? Okazuje się, że mimo iż nasz rynek porusza się głównie w cyklu 3,3 letnim, w którym hossy trwają właśnie ok 2,2 roku to inne rynki mogą mieć cykl główny o innym okresie i tak np. w Stanach w ostatnim czasie wygląda na to, że dominujący jest cykl trwający ok. 7 lat. Dlatego hossy na ich rynku mogą wydawać się nam nieco przydługawe.

Na obecną chwilę nie mogę tylko wymyślić logicznego uzasadnienia dla różnicy w okresach cykli. Na razie najlepiej pasuje mi podział, że rynki rozwijające się mają szybsze cykle, a rynki rozwinięte wolniejsze, ale nie potrafię jeszcze tej tezy jakoś ładnie uzasadnić. Może Wy macie jakieś pomysły skąd bierze się taka różnica w cyklach?



Jeśli wpis Ci się podoba zapisz się na newsleter, aby nie przegapić nowych artykułów:

2 komentarze:

Andrzej pisze...

Bardzo ciekawy artykuł jak zawsze.

Ja bym dodał jednak że bessa to nie jest jakiś 'humor' na giełdzie - jest to efekt bardzo mocno związany ze słabością gospodarki w tym samym okresie. Natomiast słaba gospodarka w Stanach przekłada się bezpośrednio na osłabienie handlu w Europie, w tym w Polsce i dlatego bessa w Stanach zawsze będzie wywierać pośredni wpływ na giełdę Polską.

Druga rzecz, celowo powiedziałem 'wpływ' a nie 'bessa' ponieważ na przykład Polska gospodarka może zaledwie zwolnić i amerykańska bessa może zniwelować naszą hossę, tworząc ruch poziomy indeksów. Twoja analiza przygląda się jedynie korelacji bessy tu i tam więc takiego zjawiska by nie dostrzegła.

Trzecia rzecz: napisałeś 'Nadejście bessy w USA nigdy nie spowodowało nadejścia bessy w Polsce' - to bardzo niesprawiedliwe stwierdzenie, na wykresach które dołączasz w punktach jakie zaznaczyłeś na polskiej giełdzie idealnie widać spadki i za każdym razem przez kilka miesięcy idealną korelację sytuacji ze Stanami.

navi pisze...

No właśnie różni się wolumenem finansów jakim obracają podmioty na Wall Street i na naszej giełdzie; jeżeli coś jest "masywniejsze" to jest przecież zawsze bardziej bezwładne. Ponadto, myślę, że nie bez znaczenia jest fakt, że udział kapitału spekulacyjnego na naszej giełdzie jest większy niż na giełdzie NY, stąd szybsze "wejścia" i szybsze "wyjścia" (antycypacja hossy i bessy). Nie wiem czy dobrze robię ale od pewnego czasu obserwuję wahania kursu dolara do zł. W momentach wejścia znacznych spekulacyjnych kwot USD jego kurs maleje (w sposób mało uzasadniony przez inne czynniki), a w momentach wyjścia - rośnie.

Jeśli po dodaniu Twój komentarz jest niewidoczny, upewnij się czy Twoja przeglądarka ma włączoną opcję obsługi ciasteczek (cookies).

Prześlij komentarz